Jerzy Górski, bohater filmu "Najlepszy": Sport zastąpił mi narkotykową szprycę! [ZDJĘCIA]

2018-01-30 7:59

Gdyby ktoś kiedyś mi powiedział, że będę biegał wyczynowo, to chybabym mu przywalił. Jeśli już gdzieś biegłem, to uciekając przed milicją - śmieje się Jerzy Górski (64 l.). Były narkoman i skazaniec, dzięki hartowi ducha został jednym z najlepszych triatlonistów globu, wygrywając m.in. prestiżowe zawody w USA, tzw. podwójnego Ironmana.

Twierdzi, że narodził się na nowo w 1984 r. Wtedy w ramach terapii odwykowej pensjonariusze Monaru musieli przebiec 2 km.

- Byłem na głodzie narkotycznym. Po kilkuset metrach wszystko mnie bolało, ale zawziąłem się i trochę idąc, trochę biegnąc, pokonałem wyznaczony dystans. Po kilku tygodniach przebieżek, zaczęło mi się to podobać. Gdzieś w środku obudził się nowy głód, by być lepszym, trenować więcej, pobiec dalej. Inny, przyjemniejszy od tego narkotycznego - wspomina Jerzy Górski.

SPRAWDŹ: Za molestowanie zawodniczek dostał 175 lat więzienia

Teraz ku przestrodze innym opowiada, dokąd zaprowadził go nałóg. - Byłem 14-letnim gówniarzem, który szukał swojej drogi. Koledzy mówili, że ta droga w narkotykowym otumanieniu będzie świetna, kolorowa. Nikt mnie nie ostrzegł, że prowadzi do totalnego zniewolenia, że człowiek na głodzie jest gotów doprowadzić się do największego nawet upodlenia, byle tylko zdobyć towar - opowiada.

Narkotyki zaprowadziły go za kratki. - Zdarzało się, że zamykali mnie na 48 godzin, na kilkumiesięczne sankcje. Za posiadanie i produkcję heroiny czy za okradzenie apteki - wylicza.

Kulminacją był wyrok dwóch lat więzienia. Wtedy zrozumiał, że sam sobie nie poradzi, że potrzebuje pomocy. - Zgłosiłem się do Monaru. Pierwszy i ostatni raz. Spędziłem tam dwa lata - nie ukrywa.

ZOBACZ: Boiskowemu brutalowi odebrano wolność

W Monarze uzależnienie narkotykowe zamienił na inne - od sportu. - Zafascynował mnie triatlon. Najpierw pływanie, potem jazda na rowerze i bieg. Ciało odmawia posłuszeństwa, a człowieka do mety pcha już tylko głowa. Nie wiesz, jak się nazywasz, załatwiasz potrzeby fizjologiczne w biegu, grzęźniesz w błocie, ale wciąż naprzód. To jest esencja życia - twierdzi z błyskiem oku.

W 1990 r. spełnił swoje wielkie marzenie i wygrał triatlon w USA, uznawany za nieoficjalne mistrzostwo świata (7600 m pływania, 360 km jazdy na rowerze i bieg na 85 km). Kilka miesięcy wcześniej wystąpił w podwójnym Ironmanie w Kalifornii. - To jeden z najtrudniejszych wyścigów na świecie. Szlakiem poszukiwaczy złota. Po górach, wzniesieniach, piaskach, przez rzeki. 100 mil pokonałem w 28 godzin, choć zakładałem, że minę metę przed upływem doby, i tak byłem szczęśliwy. Czułem, że żyję - wspomina Jurek.

Cztery lata temu Jerzy Górski miał poważny wypadek. Potem pojawiły się problemy kardiologiczne. Przeszedł kilka ablacji serca. Już nie może trenować z intensywnością wyczynowca. Ale nadal ćwiczy i pomaga innym. W zakładach karnych namawia więźniów do biegania. Jest organizatorem Crossu Skazańców (21-22.04., Głogów), w którym rywalizują skazani, pacjenci Monaru, ludzie z różnych sfer i wyczynowi sportowcy.

- Chcę, by ci, którzy zbłądzili, choć przez godzinę biegu po spacerniaku poczuli się szczęśliwi. By nie zaprzestali treningów po wyjściu. Żeby w sporcie odnaleźli swoją wolność, a uczestnicy z Monaru zobaczyli, że można biegać dla przyjemności, a nie za narkotykami. Tak jak ja 34 lata temu - mówi z pasją Jurek.

PRZECZYTAJ: Anna Lewandowska tworzy aplikację

Najnowsze