Do tej pory wyróżniała się urodą i sympatycznym usposobieniem. W czwartek zaimponowała fantastycznym startem na olimpijskich trasach.
Przeczytaj koniecznie: Vancouver: Nowakowska jeden strzał od podium
- Gdyby nie to jedno pudło, byłby srebrny medal...
- A gdybym spudłowała jeszcze trzy razy, to zajęłabym 64. miejsce. Biatlon to idealny sport do mówienia "gdyby". Ja bardzo się cieszę z dobrej pozycji, bo muszę przyznać, że gdy wiedziałam, co się święci, biegłam z coraz większym obciążeniem. Od trzeciego okrążenia zaczęła towarzyszyć mi myśl: o Jezu, to może być medal. Byłam tak przejęta, że... nawet nie pamiętam ostatniego strzelania. Jestem szczęśliwa, mimo że nie zdobyłam krążka. Choć pewnie za jakiś czas będę żałować, że go nie mam. Zawsze tak jest.
- Gdy wszystko zależy od jednego strzału, mówi się coś do karabinu?
- Ja z nim często rozmawiam. Wczoraj wieczorem porozmawiałam, wyczyściłam go, bo obiecałam mu to po ostatnim strzelaniu. Trochę pogadaliśmy, pomierzyliśmy, zamknęłam go w szafeczce i poszedł spać. Mój karabin ma nawet imię - "Zbyszek". Tak po prostu, nie doszukujcie się podtekstów (prezes Polskiego Związku Biatlonowego to Zbigniew Waśkiewicz - red.).
Przeczytaj też: Vancouver, Justyna Kowalczyk: Jeszcze zdobędę złoto!
- Wielu twierdziło, że jesteś wschodzącą gwiazdą biatlonu. Broniłaś się przed tym, ale...
- Gwiazdą to na pewno nie, raczej gwiazdeczką (śmiech). Trudno prorokować, co się wydarzy. Na medal czasem trzeba czekać cztery lata, czasem pięć, dziesięć. A niektórzy nie doczekują wcale. Przede mną jeszcze wiele pracy. Poza tym to był trudny sezon, przede wszystkim strzelecko. Połamałam kolbę, potem pojawił się strach przed strzelaniem, jakaś bariera. Cieszę się, że na igrzyskach się pozbierałam.
- Trzeba było się dogadać z karabinem?
- Musieliśmy się zaprzyjaźnić. Zmieniłam praktycznie cały karabin, lufę, kolbę. Dużo czasu zajęło, zanim przyzwyczaiłam się do nowego sprzętu. Musiałam się go nauczyć od nowa, tak żeby obsługiwać go z zamkniętymi oczami. To tak, jakby czytać całe życie po polsku i musieć nagle przerzucić się na rosyjski. A poprzedni karabin nazywał się "Rysio". Mam już takiego bzika, że nazywam wszystkie swoje rzeczy.
Cała prawda o Zbyszku
"Zbyszek" Weroniki to karabin sportowy o kalibrze 5,6 mm, na - uwaga - amunicję ostrą! Ładowany musi być ręcznie - zwykle z magazynka. Wyposażony w celownik i muszkę. Waga karabinu jest nie mniejsza niż 3,5 kg (licząc bez magazynka i nabojów). W trakcie biegu musi znajdować się na plecach zawodniczki