- Polka faworytką - zapowiadali organizatorzy MŚ w Libercu kilka godzin przed startem biegu na 10 km klasykiem. - Jest w formie - zapewniał trener Aleksander Wierietielny, a ostatnie wyniki PŚ też były jednoznaczne.
I od początku potwierdziło się, że karty będzie rozdawać czołowa trójka rywalizacji pucharowej. Startująca pół minuty za Polką liderka PŚ Finka Aino Kaisa Saarinen od początku do końca parła do przodu jak czołg. Polce ciężko było nadążyć za jej niesamowitym rytmem. Bardzo mocna w końcówce okazała się Włoszka Marianna Longa, która wyprzedziła Justynę na ostatnich 2 kilometrach. Także świetna Finka Virpi Kuitunen finiszowała mocno, ale ostatecznie znalazła się za Polką. - Muszę zdążyć przed nią, muszę zdążyć, tak sobie powtarzałam w końcówce - opowiada Kowalczyk. I była szybsza od Virpi o prawie 6 sekund.
Justyna przybiegła na metę z trzecim czasem, choć początkowo to ona nadawała tempo. Polka zaczęła ostro. Po niespełna 3 km prowadziła. - To była tak minimalna różnica, że bez większego znaczenia - mówiła po starcie, który kosztował ją bardzo dużo sił.
- Przez 30 minut walczyłyśmy o każ-dą sekundę, to był piekielnie ciężki bieg - oceniała Kowalczyk. - Na takie zawody nie ma specjalnej taktyki. Od początku trzeba biec bardzo mocno. Może zaczęłam zbyt nerwowo, ale to nie znaczy, że za szybko. Miałam po prostu troszkę skrępowane ruchy. Jeszcze ten doping, który słyszałam, no i flaga z rodzinnej Kasiny Wielkiej na trybunach...
Najlepszą polską biegaczkę czekają jeszcze indywidualne starty na 2x7,5 km i 30 km. - Mam nadzieję, że to nie moje ostatnie słowo w tych mistrzostwach - zapowiada Justyna.