- Justyna nie będzie atakować. Nie wygrała wprawdzie nigdy tych zawodów, ale nie będzie się starała o to i teraz. Nie o to chodzi - zastrzega się trener Wierietielny przed rozpoczynającym się Tour de Ski, prestiżowym turniejem narciarek. - Chcemy te zawody wykorzystać jako bardzo dobry trening i ważną próbę przed igrzyskami olimpijskimi. Najlepszą z możliwych. Justyna ma zacząć spokojnie, dotrwać do końca i nie złapać żadnych infekcji, bo w czasie Tour de Ski łatwo się rozchorować. Mamy przed sobą 10 dni bez wypoczynku ani luzu.
Turniej rozpoczyna się 1 stycznia w Oberhofie. Obejmuje 8 biegów w ciągu 10 dni, w czterech miejscach, w trzech krajach. Niby tylko około 60 km dla kobiet i 100 km dla mężczyzn, ale intensywność turnieju jest prawdziwie mordercza, a impreza kończy się ciężką wspinaczką pod górę stoku slalomowego.
Przed rokiem triumfowała Finka Virpi Kuitunen, a przeziębiona Polka była czwarta. W tym miesiącu Justyna spisywała się znakomicie, ale podobno forma lekko uciekła podczas świątecznego pobytu w domu. Przez pięć dni nie była na nartach, bo też najbliższą narciarską trasę, w Zakopanem, dzieli od jej domu 70 km.
- Sama Justyna odczuła, że to spory minus. Musi teraz na nowo złapać technikę, rytm biegania i czucie śniegu. To nie wróci tak szybko - nie kryje Wierietielny. - Ale w Oberhofie przed startem trenowała dwa razy dziennie plus poranny rozruch. I same starty też mają być mocnym treningiem. Intensywność porównywalna z występem olimpijskim, tylko nie tak nerwowo, bo nie ma tu takiego stresu, jak w imprezie odbywającej się raz na cztery lata. Jak będzie dobrze tutaj, to będzie dobrze i później. Najważniejsze, żeby nie złapała znowu infekcji.