W 2007 roku podczas mistrzostw świata w Niemczech, w 2008 na EURO w Norwegii i na mundialu w 2009 w Chorwacji - w tych miejscach w ostatnich latach Karol Bielecki zdmuchiwał świeczki na torcie.
Najsmutniejsze dla niego były urodziny sprzed dwóch lat. 23 stycznia 2008 roku przegraliśmy aż 10 bramkami z Danią i pożegnaliśmy się zmarzeniami o medalach. Na szczęście na tegorocznych mistrzostwach Europy wiedzie się biało-czerwonym dużo lepiej. Także dzięki Bieleckiemu, który po dwóch pierwszych meczach był z 9 bramkami najskuteczniejszy w reprezentacji Polski (wspólnie z Tomaszem Rosińskim).
Przeczytaj koniecznie: U Wenty rządzą młodzi
U naszych rywali budzi prawdziwy strach. - To najlepszy strzelec na świecie! - ostrzegały szwedzkie media przed meczem z drużyną Bogdana Wenty.
Na niewiele się te ostrzeżenia zdały. Bo gdy Karol jest w formie, to bardzo trudno go zatrzymać. Sam zawodnik przyznaje, że jego atomowe rzuty to nie tyle kwestia ciężkiej pracy, co talentu. - Ja już się urodziłem z parą w dłoni - powtarza, ilekroć pytany jest o rzuty, po których piłka mknie 120 kilometrów na godzinę. W Austrii tę niesamowitą parę w prawej ręce Bieleckiego widać od początku turnieju. Choć on sam dość krytycznie oceniał swoje pierwsze występy. - Przestrzeliłem tu już sporo sytuacji. Mam nadzieję, że będziemy grali w ataku jeszcze spokojniej, mniej nerwowo - analizował.
Mimo kilku niecelnych rzutów Karol poprawia w Innsbrucku swój i tak imponujący bilans w drużynie narodowej. Po meczach z Niemcami i Szwecją przedstawia się on następująco: 141 meczów i 624 bramki. Więcej trafień dla reprezentacji, spośród zawodników obecnej kadry, mają tylko Marcin Lijewski - 636 i Mariusz Jurasik - 644. Ale sporo od nich młodszy Karol zapewne zdąży poprawić te osiągnięcia.
Czy może osiągnąć magiczną granicę tysiąca bramek dla reprezentacji? Dlaczego nie, w końcu dziś kończy dopiero 28 lat.