Niedziela, godz. 9.45. Były prezes PZLA Stefan Milewski wychodzi na mównicę.
- W trakcie wystąpienia nagle upadł. Podskoczyłem zaraz do niego. Robiłem, co można. Podłożyłem mu pod głowę coś miękkiego. A skoro nie było w tym momencie lekarza, rozpocząłem sztuczne oddychanie, tak jak uczono mnie na studiach w AWF - opowiada Korzeniowski, czterokrotny mistrz olimpijski w chodzie. - Robiłem usta-usta i masaż serca, potem pojawił się ktoś z personelu medycznego i przejął reanimację.
Milewski, delegat na zjeździe PZLA w Spale, jako pierwszy przemawiał w drugim dniu tego zgromadzenia. Prawdopodobnie miał rozległy zawał serca.
- Przez cały pierwszy dzień zjazdu i początek drugiego siedzieliśmy obok siebie. Pan Milewski był w dobrej formie - wspomina "Korzeń". - Kiedy wyszedł do mównicy, opowiadał barwnie o meczu lekkoatletycznym we Włoszech, jaki w czasie wojny rozegrali żołnierze polscy z Amerykanami i Brytyjczykami. Sam w nim uczestniczył jako żołnierz Drugiego Korpusu generała Andersa. Wyraźnie wzruszył się przy tych wspomnieniach. Być może za bardzo. Kiedy miał zaproponować kandydatów do miana honorowych członków zarządu PZLA, upadł.
Osuwającego się Milewskiego jako pierwsza łapała była lekkoatletka Urszula Włodarczyk. Zaraz potem do akcji włączył się właśnie Korzeniowski. Mimo wcześniejszych ustaleń na sali zabrakło lekarza...
- Przewodniczący zebrania poprosił wszystkich o opuszczenie sali, otworzyliśmy okna, żeby było więcej powietrza - relacjonuje dramatyczne zdarzenia Urszula Włodarczyk.
Szybko udało się ściągnąć pielęgniarkę, a zaraz potem przebywających w spalskim ośrodku COS lekarzy sportowych. Karetka pogotowia przyjechała z Tomaszowa Mazowieckiego do Spały 12 minut po wezwaniu. Wysiłki ratowników tylko odwlekły śmierć działacza.
Przewieziony do szpitala Milewski zmarł...