Jednym z nielicznych, którzy nie zdawali sobie sprawy z rozmiarów tragedii Małysza, był do wczoraj... prezes PZN Apoloniusz Tajner (55 l.). - Przez dwa tygodnie wypoczywałem w Kambodży i Tajlandii, przeszedłem kurs nurkowania. Wróciłem do Polski i doznałem szoku... termicznego. Tam było 30 stopni w cieniu, a w Warszawie minus siedemnaście - mówi "Super Expressowi".
Tajnera najpierw z nóg ściął siarczysty mróz, a później informacja, że Małysz wyleciał do Finlandii, by ćwiczyć pod okiem Hannu Lepistoe (63 l.) - Byłem w szoku - przyznaje nam Tajner, ale zapewnia, że nie potępia Małysza. - To nie była samowolka. Adam ten wyjazd uzgodnił z Kruczkiem. Z rozmów, które przeprowadziłem wynika, że wszystko jest pod kontrolą. Nie doszukiwałbym się podtekstów.
To samo mówi nam trener Kruczek, którego niektórzy oskarżyli o to, że zadziobał już "Orła z Wisły". I trudno się z nimi nie zgodzić, bo szkoleniowiec nie ma pojęcia, jak pomóc Małyszowi. - Ale nie odbieram tego wyjazdu jako wyraz braku zaufania ze strony Małysza. Adam ma w Finlandii jak najwięcej skakać, bez zamieszania i mediów. A Hannu spojrzy na niego świeżym okiem - mówi.
Kruczek zapewnia "Super Express", że nie myśli o rezygnacji z posady trenera kadry. - Współpracownicy mnie wspierają. Nie czuję też żalu do krytyków. Mamy wspólny cel w tym sezonie: mistrzostwa świata w Libercu, a w nich jeden medal, awans trzech skoczków do czołowej trzydziestki i co najmniej szóste miejsce w konkursie drużynowym.
Gdyby można było cofnąć czas o kilka miesięcy, Kruczek zmieniłby jedno: - W przypadku Adama zaaplikowałbym mu więcej skoków na igelicie - mówi.
Kruczek wyklucza teorię, że Małysz jest już za stary, aby odnosić wielkie sukcesy. - Ma moc mięśni, chęć sukcesów i technikę. Tylko musi wrócić do pełnego automatyzmu oddawania skoków - analizuje.
To samo twierdzi w rozmowie z "SE" czeski trener Pavel Mikeska, opiekun naszej kadry w latach 1994-98. - Małysz nie jest za stary, by wrócić do wielkości - przekonuje.