"Super Express": - Pan doskonale zna Armstronga, jaki to człowiek?
Krzysztof Wyrzykowski: - Rzeczywiście, należałem do grona jego bliskich znajomych. Kilkakrotnie byłem w jego willi nad jeziorem Como we Włoszech. To był fantastyczny, otwarty, niezwykle serdeczny i gościnny człowiek. Wszystko zmieniło się po jego chorobie. Zerwał wtedy kontakty z ludźmi, odciął się od tych, z którymi był blisko. Wówczas i nasze kontakty się urwały.
- Przez te lata wszystkie kontrole dopingowe Armstronga dawały wynik negatywny. Ktoś go ostrzegał?
- Jeżeli setki razy był sprawdzany i to nic nie dało, to musiał go ktoś uprzedzać! Już wiele lat temu mówiłem, że w kolarstwie wszyscy najlepsi się koksują! Nie można siedmiokrotnie wygrać Tour de France bez wspomagania, jadąc ze średnia prędkością 40 km na godzinę! Widziałem, jak odjeżdża w górach, chociaż wcześniej zawsze miał problemy z jazdą w tym terenie. Tylko wyjątkowy naiwniak mógł sądzić, że wszystko jest czyste.
- Jak pan ocenia spowiedź Lance'a Armstronga?
- Odebrałem ją z dużym niesmakiem, wszystko było wyreżyserowane. Armstrong nie wyglądał na człowieka, który autentycznie pragnie oczyszczenia. Nie wiem, po co on tak walczy o prawo do uprawiania sportu. Aby biegać z amatorami?! W tym wszystkim jest jakieś drugie dno.
- Teraz w Madrycie rusza proces hiszpańskiego lekarza Eufemiano Fuentesa (57 l.), który był największym szarlatanem dopingu w Europie. Będą sensacje?
- Nie, wszystko rozejdzie się po kościach. Fuentesowi żadna krzywda się nie stanie.
- Dlaczego? Przecież dowody są miażdżące, w jego laboratorium policja znalazła EPO oraz 220 woreczków krwi po transfuzji i pojemniki z osoczem.
- Ale gdy je znaleziono, w Hiszpanii nie traktowano tego jako przestępstwa. Na razie to farsa, prokuratura przez 5 lat nikogo nie oskarżyła. Fuentes jeszcze nie zeznawał, jego wspólniczka siostra Yolanda nagle gdzieś zaginęła, potem się znalazła. Wszystko to jest mało poważne.
- Podobno u Fuentesa w koks zaopatrywali się nie tylko kolarze.
- Tak, z 200 woreczków z krwią tylko 59 należało do kolarzy, reszta to krew piłkarzy, tenisistów, lekkoatletów... Fuentes jeździł po Europie. Był też w Warszawie. Ale sensacji nie będzie, bo Fuentes już zapowiedział dziennikarzom, że nie ujawni żadnych nazwisk swoich klientów.