Kiedy Majewski pojawił się w głównej hali przylotów, z głośników puszczono piosenkę Kazika Staszewskiego "Tak się robi historię". Chwilę później młodzieżowa orkiestra dęta z Pułtuska odegrała Mazurka Dąbrowskiego.
- Nareszcie w domu - odetchnął mistrz Tomasz i od razu podbiegł przywitać się z żoną Anną. Ale nie zdawał sobie sprawy, co go czeka.
- Bardzo się cieszę, że Tomek wreszcie wraca, jednak trochę obawiam się jednej rzeczy. W domu z moją mamą został nasz synek i będziemy musieli wejść naprawdę po cichu, żeby go nie obudzić - zdradziła "Super Expressowi" zafrasowana małżonka mistrza.
Po hucznym powitaniu na lotnisku nie było więc mowy o świętowaniu w domu.
- To mi jednak nie przeszkadza. Najważniejsze, że wróciłem i mogę pobyć z rodziną. A co z synkiem? Cóż, na paluszkach wejdę do jego pokoju i delikatnie się z nim przywitam, by go nie obudzić. W następnych dniach będziemy się bawić cały czas - powiedział nam król kuli Tomasz.
Anna Majewska przyznała, że trzymiesięczny Mikołaj tęsknił za tatą, z którym uwielbia się bawić.
Tłumy witały też złotego medalistę w podnoszeniu ciężarów Adriana Zielińskiego, który był zaskoczony takim przyjęciem.
- Czuję się cudownie. W Londynie nie docierało jeszcze do mnie to, co osiągnąłem. Teraz, widząc tylu ludzi, dociera do mnie, że zrobiłem coś wielkiego - mówi bohater, którego czeka jeszcze kolejne powitanie, w rodzinnej Mroczy.
- Chyba będę musiał wypić jakiś napój energetyzujący, bo przede mną jeszcze długa droga do domu i szalony wieczór - zapowiadał Adrian.