Ledwo rozpoczął się sezon narciarskich skoków, a już czas na naprawę Adama Małysza(31 l.). "Orzeł" lata bowiem na razie jak wrona. Jego występy w Pucharze Świata w Kuusamo i Trondheim rozczarowały.
- Oczekiwania były zdecydowanie wyższe. I ja spodziewałem się lepszych występów i Adama, i jego kolegów - nie kryje Jan Szturc (46 l.), wujek i pierwszy trener Małysza. - Młodzi skoczkowie swoimi przebłyskami formy latem rozbudzili duże nadzieje. Tymczasem w zimie nie pokazują tego, co latem. Błędy są bardzo widoczne, zarówno u Adama, jak i u innych reprezentantów. Zwłaszcza w odbiciu.
- Na czym głównie polegają te błędy?
- Powiem o Adamie. Na progu skoczni jego tułów reaguje szybciej niż nogi. Kiedy góra już leci, nogi jeszcze nie pracują. A przez to ruch kolan odbywa się wręcz w odwrotnym kierunku. One się cofają. Później, w locie, jego sylwetka wygląda ładnie, ale cóż z tego, skoro on "nie odlatuje"...
- Kiedy i gdzie mogły się przyplątać te błędy?
- Nie chciałbym tego komentować. Łukasz Kruczek powinien to wiedzieć. Przygotowania do zimy szły pod kątem wytworzenia jak największej mocy mięśni. Badania przed pierwszym startem wykazały dobry poziom cech motorycznych, czasu reakcji i mocy mięśni. Ale technika odbicia poszła jakby w drugim kierunku.
- Można to jeszcze naprawić?
- Głównym celem tej zimy są mistrzostwa świata w Libercu. Pozostało do nich ponad dwa miesiące. Powinno wystarczyć, aby przestawić automatyzm ruchów, wyrobić właściwe nawyki. Trzeba to zrobić, nawet kosztem opuszczenia większej liczby pucharowych konkursów, nie tylko najbliższego w Pragelato. Szczególnie dotyczy to Adama. Radzę wstrzymać się z opiniami, że sezon jest przegrany. Dajmy jeszcze czas ekipie. Zobaczymy, co będzie po Ramsau (tam kadra wyjechała realizować "program naprawczy" - przyp. red.).
- A co powie pan zgorzkniałym, którzy twierdzą, że Małysz się skończył?
- Każdy ma prawo do swojej opinii. Ja takiej nie podzielam. Według mnie on jeszcze tej zimy powinien pokazać się z dobrej strony.