Michał Listkiewicz: Roman Kołtoń pręży wątłe muskuły

2011-10-11 22:00

A lato będzie piękne tego roku? - chciałoby się zapytać, parafrazując słowa poety. Mam na myśli następne lato, które upłynie nam pod znakiem EURO i igrzysk olimpijskich. Wzrośnie sprzedaż telewizorów i zwolnień lekarskich. A co z medalami?

Zostawmy na boku piłkarzy, niech Smuda spokojnie przekonuje podopiecznych, że mogą grać jak Błaszczykowski i Szczęsny. Gdy minie nam kac po oblewaniu sukcesu/porażki futbolistów, zaczniemy liczyć londyńskie medale.

Czy skończy się jak w Pekinie, gdzie dzielne kajakarki rzutem na taśmę wypełniły plan PKOl? Na powrót do wspaniałych czasów Tokio, Montrealu czy Monachium nie ma co liczyć. Oby nie skończyło się gorzej niż 4 lata temu.

Popatrzmy: gry zespołowe (poza siatkarzami) - kicha. Sztandarowe niegdyś sporty walki - to samo. Lekkoatleci - słabo. I tak dalej. Może polityka "odwróconej piramidy", polegająca na finansowaniu wąskiej grupki najlepszych i postawieniu krzyżyka na zapleczu, nie sprawdziła się?


FELIETONY MICHAŁA LISTKIEWICZA NA GWIZDEK24.PL

 

 


Polska to kraj "besserwisserów", ludzi znających się na wszystkim. Należy do nich komentator telewizyjny, niegdysiejszy szef dołującego wtedy "Przegladu Sportowego" - Roman Kołtoń.

 

Facet pręży muskuły (raczej ich namiastkę), rozdaje razy na prawo i lewo, bez żadnego merytorycznego uzasadnienia. Skubnął mnie parę razy, że niby zostawiłem po sobie "spaloną ziemię".

Jeżeli trzy kolejne awanse do finałów i wywalczenie dla Polski EURO 2012 to spalona ziemia, to czekam na więcej. Wtedy wszystko odszczekam i postawię Kołtoniowi pomnik na szprotawskim rynku.

A krytykantów polskiego EURO zapraszam do Bułgarii i Rumunii (to też Unia Europejska). Stadiony, boiska, drogi, hotele - dramat. Podziwiają to, co u nas powstaje na EURO i marzą o takiej imprezie u siebie.

Życzę, aby im się powiodło. Nas 9 lat temu też wszyscy lekceważyli, pukali się w czoło. Dziś wielu z nich dumnie wypina pierś po ordery.

Najnowsze