Michał Listkiewicz: Świąteczne wojaże

2010-12-23 17:02

Czas Świąteczno-Noworoczny kojarzy nam się z błogim lenistwem, sutym stołem, rodzinnymi rozmowami. Jeżeli sport, to liga angielska, skoki i biegi narciarskie w telewizji. Co dziesiąty Polak uprawia w tym czasie sport dlaprzyjemności.A inaczej niegdyś bywało...

Szkolno - podwórkowe turnieje hokeja, piłki na śniegu, w ciasnawych salkach - dzielnicowe mistrzostwa w siatkę, kosza, szczypiorniaka. Komu to przeszkadzało? Dziś mamy piękne hale i orliki, a na nich od Wigilii do Trzech Króli - pustka.

Były tez wojaże sportowe za granicę. Polscy juniorzy regularnie uczestniczyliw Turnieju Noworocznym w Izraelu. Z ekipą jechał sędzia, co roku inny. Nieżyjący już wielki żartowniś, były prezes warszawskiego Hutnika Rysio Sobiecki zapytał arbitra przewidzianego na wyjazd do Ziemi Świętej: "A na zabiegu obrzezania już byłeś? Przecież na lotnisku sprawdzą i zawrócą cię do kraju". Na dowód gotów był pokazać, że sam się rok wcześniej takiej kosmetyce poddał.
Strapiony adept sędziowania odparł śmiertelnie poważnie: "Najpierw muszę żonę zapytać i jutro dam znać, czy jadę".

Pierwszą polską ekipą sportową, która wyjechała za granicę w stanie wojennym, była reprezentacja Warszawy w koszykówce. Działo się to na początku 1982 roku, kilkanaście dni po wprowadzeniu Stanu Wojennego. Zaproszenie z Budapesztu przyszło dużo wcześniej. Nad Dunajem wszyscy gotowi na przyjęcie reprezentacji Warszawy, a tu klops, wszystkie wyjazdy sportowe odwołane.

Przeczytaj koniecznie: Michał Listkiewicz: Opluwani załatwili awans

Na szczęście prezesem WOZKosz był wtedy legendarny koszykarz, legionista Andrzej Pstrokoński, na co dzień pułkownik Ludoweg Wojska Polskiego. Dzwoni do mnie (rozmowa oczywiście kontrolowana) i prosi: "Michał,zapytaj Węgrów,czy zamiast reprezentacji Warszawy może przyjechać wojskowa reprezentacja Mazowsza?".

Węgrom zależało,aby turniej się nie rozleciał, więc oczywiście się zgodzili. Większość naszych koszykarzy miała na sobie wojskowe mundury po raz pierwszyw życiu, niektórzy mylili stopnie na własnych pagonach. Zresztą w pociągu, już po minięciu Koluszek, wszyscy przebrali się w dresy, a mundury służyły za poduszki.

Ale nic to w porównaniu z wyjazdem reprezentacji polskich koszykarzy do Budapesztu tuż po wojnie. Na miejscu dowiedzieli się, że mecz z Węgrami ma być w siatkówkę, a nie w kosza. Plakaty rozwieszone, pełna hala ludzi. Cóż było robić, ograliśmy bratanków w siatkówkę, a nazajutrz w koszykówkę.

Polska drużyna oparta była na zawodnikach AZS AWF Warszawa, studentach, młodych wykładowcach. Byli wszechstronni, wzorowali się na Wacławie Kucharze, który reprezentował Polskę w kilku dyscyplinach sportu. Czy dzisiaj, w dobie produkcji sportowych brojlerów byłoby to do pomyślenia...

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze