Plawgo i Jesień dwa lata temu zdobyli brązowe krążki mistrzostw świata na 400 m przez płotki. W Berlinie Marek nie startuje (po kontuzji nie odzyskał formy), ale Anna miała znów walczyć o podium. Tymczasem na ostatnim płotku półfinału potknęła się i w decydującym biegu jej zabraknie.
- Ania popełniła błędy techniczne, widać było niepewność, zakłócony rytm biegu - ocenia Plawgo koleżankę po fachu. - Tylko że to jednocześnie oznacza, iż ma duże rezerwy, które mogłaby wykorzystać jeszcze w Berlinie. Uważam, że gdyby weszła do finału, to na mecie byłaby bardzo szczęśliwa. Bo dzięki doświadczeniu uniknęłaby już takich błędów - analizuje.
Plawgo, nasz najlepszy reprezentant i zdobywca dwóch medali w poprzednim czempionacie (2007), teraz kibicuje kolegom z trybun Stadionu Olimpijskiego. I jest przekonany, że jeszcze będziemy mieli w Berlinie powody do radości.
- Pomaga nam miejsce rozgrywania mistrzostw, niemal w domu. Dzięki temu czuje się wsparcie polskich kibiców. No i nie ma różnicy stref czasowych ani klimatycznych - tłumaczy Plawgo.
Największym zaskoczeniem dla Marka był medal Szymona Ziółkowskiego.
- Stary, skreślony przez niektórych, mistrz po prostu z zimną krwią wykonał tutaj swoją robotę. Imponujące - chwali Marek, który już wietrzy szanse na kolejne polskie niespodzianki.
- "Czarnym koniem" może okazać się Artur Noga na 100 m przez płotki, bo w tej nieobliczalnej konkurencji zdarzają się i falstarty, i przewracanie płotków. Nie bez szans jest męska sztafeta 4x400 metrów, gdzie też zdarzają się różne cuda. Z kolei w cieniu Roberta Korzeniowskiego maszerował przez kilka lat Grzegorz Sudoł. Coś czuję, że w tym roku może powalczyć na 50 kilometrów - wylicza. - No i jest jeszcze nie tyle szansa na niespodziankę, co pewniak do medalu: Anita Włodarczyk w rzucie młotem - kończy Plawgo.