Miniony rok to pasmo zwycięstw, ale i... kontuzji, Włodarczyk doznała dwóch poważnych. W Katalonii prezentuje się jednak znakomicie. Świetny pierwszy rzut sprawił, że ze spokojem oglądała rzuty Rosjanki Tatiany Łysienko - 72,36 i Niemką Betty Heidler - 71,85.
"Super Express": - Chce pani pobić w finale rekord świata?
Anita Włodarczyk: - Jasne. Tutejsze koło bardzo mi odpowiada, jest szybkie. Jeżeli dobrze wykonam technicznie obroty, to mogę rzucić daleko.
- Ale oba pani rekordy świata zostały okupione kontuzjami: najpierw stopa, potem dyskopatia kręgosłupa...
- Jestem gotowa na kontuzję w zamian za rekord świata. On jest tego wart. Ciekawe, czy nie wykrakałam. Była stopa, kręgosłup... Co teraz mogłoby się przydarzyć? (śmiech)
- Dwie poprzednie kontuzje nauczyły panią czegoś?
- Cierpliwości. I tego, że trzeba się bardzo pilnować przy wykonywaniu ćwiczeń siłowych. Bo inaczej można nabawić się dyskopatii.
- Rok temu rozstała się pani z trenerem Czesławem Cybulskim. To była słuszna decyzja?
- Wyniki pokazują, że nie był to błąd. Mojego nowego trenera Krzysztofa Kaliszewskiego mogę scharakteryzować bardzo krótko: cierpliwość i spokój. Teraz czuję się zdecydowanie pewniej jako zawodniczka.