Na konferencji prasowej, na której ogłoszono podpisanie kontraktu, Kowalczyk zachwycała biżuterią (piękny złoty pierścionek i kolczyki). Błyszczała też czerwonymi szpilkami i znakomitą opalenizną, złapaną podczas treningów na śniegu przy temperaturze 20 stopni, na lodowcu w Austrii.
Umowa Justyny Kowalczyk z greckim bankiem wprowadziła nową jakość w polskim sporcie.
- Już po pierwszym srebrnym medalu Justyny w Vancouver firmy same zaczęły się zgłaszać z ofertami i to na okres nie krótszy niż dwa lata - uchyla rąbka tajemnicy jej agent Paweł Witczak z Polskiego Związku Narciarskiego.
- Polbank zawiesił jednak poprzeczkę bardzo wysoko. Osiągnęliśmy 110 procent tego, co chcieliśmy. Daleko więcej niż wartość handlową jej wizerunku ocenił niedawno magazyn "Forbes" (oszacował na prawie 600 tys. zł za umowę - przyp. red.) Nie ma już miejsca reklamowego na kombinezonie startowym Justyny, nie ma też szans na jej występ w innej reklamie. O więcej proszę nie pytać.
Nie pytamy, ale... nieoficjalnie udało nam się ustalić, że kontrakt Kowalczyk wynosi od 1,5 do 2 mln złotych i jest rekordowy w sportach olimpijskich w Polsce. Dotychczas rekord należał do Adama Małysza, któremu Red Bull płacił trochę mniej niż Justynie.
Umowę z Polbankiem podpisał też Polski Związek Narciarski. Pieniędzy ma wystarczyć na zakup 11 pojazdów, w tym ośmiu mikrobusów. Czyli: kilkaset tysięcy złotych.