Szczęsny i Glik zaczęli spotkanie od pierwszej minuty i spędzili na boisku pełne 90 minut. Nie zapisali się jednak specjalnie w pamięci kibiców. Szansę miał na to golkiper Romy, ale w 35. minucie nie zdołał obronić rzutu karnego. Bohaterem meczu nie został więc żaden z Polaków, ale pewien podstarzały pan, który na boisko wszedł dopiero na kilka ostatnich minut - Francesco Totti.
Grzegorz Krychowiak znów trafił do swojej bramki. Sevilla przegrała ze Sportingiem [WIDEO]
Żywa legenda Romy pojawiła się na placu gry dopiero w 86. minucie, a ze strony Luciano Spalettiego był to gest wręcz rozpaczliwy. W ostatnich tygodniach głośno jest o konflikcie kapitana z trenerem, a w efekcie tego Totti gra mało, lub w ogóle. Tym razem szkoleniowiec nie miał wyboru, bo musiał gonić wynik - Torino prowadziło bowiem 2:1.
I wtedy stało się niemożliwe. 87. minuta, pierwszy kontakt z piłką Tottiego i gol. 88. minuta, rzut karny dla gospodarzy, drugi kontakt z piłką Tottiego i gol. Roma wygrała 3:2 i wciąż pozostaje w wyścigu o wicemistrzostwo Włoch, a bohaterem niespodziewanie został rezerwowy emeryt, który ostatnio gra ochłapy i zdaniem wielu nie potrafi zejść ze sceny w odpowiednim momencie.
Ale w takich chwilach krytycy milkną, a na powierzchnię wypływają zagorzali fani Tottiego, którzy traktują go jako prawdziwą ikonę. Po spotkaniu dołączył do tej grupy Wojciech Szczęsny, który wrzucił na swój profil na Instagramie zdjęcie z bohaterem spotkania i podpisał je: "Co za legenda!" A jeśli Totti ma się tak pięknie starzeć, to niech robi to jak najdłużej.
WHAT A LEGEND!!!!
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Wojciech Szczesny (@wojciechszczesny1) 20 Kwi, 2016 o 2:17 PDT