Paweł Korzeniowski celuje w trzy medale w Szczecinie

i

Autor: Michał Niwicz

Rozstał się z Domachowską, ale rozwinął skrzydła - wywiad z Pawłem Korzeniowskim

2013-06-15 4:00

Dziewięć miesięcy po niepowodzeniu w londyńskich igrzyskach (7. miejsce w finale na 200 m motylkiem) Paweł Korzeniowski powrócił w świetnym stylu do międzynarodowej rywalizacji. Prawie 28-letni pływak AZS AWF Warszawa uzyskał w mistrzostwach Polski w Olsztynie najlepszy w tym sezonie wynik na świecie na długim basenie (st. motylkowy) - 1.55,26 min.

Po olimpiadzie były złamanie kości śródstopia, miesiąc w gipsie i rehabilitacja, a dwa miesiące temu - rozstanie po pięciu latach z sympatią, tenisistką Martą Domachowską. Po pierwszym zdarzeniu pozostały dwie tytanowe śruby w stopie, po drugim - żal.

- Ale motywację na pewno mam. Chciałbym się pokazać w mistrzostwach świata w Barcelonie. A tamto już było i tego się nie zmieni - powiedział nieco już pogodzony z losem Korzeniowski, któremu trzy starty olimpijskie nie dały miejsca na podium.

"Super Express": - Bardzo to boli?

Paweł Korzeniowski: - Trochę. Każdy marzy o olimpijskim medalu. Skoro mam w dorobku trzy medale mistrzostw świata i trzy tytuły mistrza Europy, to myślę, że i ten mi się należał. Ale jak widać, igrzyska to zawody specyficzne. Londyn był chyba ostatnią moją szansą. Może gdybym trenował inaczej... Niepotrzebnie też zgoliłem w Londynie włosy z pleców, bo zaszkodziło to czuciu wody. Trochę trwało, zanim się pogodziłem z porażką. Ale przede mną nowe zawody, trzeba walczyć dalej.

- Może do igrzysk w Rio 2016?

- Do Rio? Oj... No, jeżeli znajdą się sponsorzy, to być może. Bo w tej chwili nie mam żadnego. Stypendium kadrowe to jedyny mój dochód. Nie są to kokosy (my oceniamy je na 3910 zł brutto - red.). Jeżeli będę musiał zarabiać na życie, to nie będę mógł na sto procent poświęcić się treningowi. Mam 28 lat, niemało jak na dwustumetrowca. Niewielu pozostało w czołówce zawodników w tym wieku. Zobaczymy, jak wypadnę w mistrzostwach świata. Moim celem jest miejsce na podium. A jesienią przygotuję się do Pucharu Świata, żeby coś zarobić.

- Czy to dobrze, że z rywalizacji odszedł Michael Phelps?

- Dobrze i źle. Bez niego mogę lądować o jedno miejsce wyżej (śmiech). Ale nie można tak patrzeć. Mam wiadomości, że podjął treningi. Dla pływania to lepiej. Może nie będzie w tak dobrej dyspozycji, gdy wróci do rywalizacji.

- Podobno w tym roku szukał pan formy także za granicą.

- Dwa razy spędziłem po miesiącu w Hiszpanii, gdzie trenowałem z grupą prowadzoną przez Bartka Kizierowskiego. Wykonywałem tam nieco inny trening niż dotąd i ścigałem się w wodzie z Konradem Czerniakiem. Razem też ćwiczyliśmy na siłowni. Potrzebny mi mocny sparingpartner, a w kraju takiego nie mam.

- Pewnie przydałaby się panu też duchowa pocieszycielka...

- Ha, ha, może by się przydała (śmiech). Jeśli kogoś poznam, to fajnie. A jeśli nie... to trudno. Co ma być, to będzie. Co mnie nie zabiło, to mnie wzmocni.

Najnowsze