- Gdy tylko pojawiała sie szansa żeby ją przełamać, pojawiały się też proste błędy. Za bardzo chciałam wygrać, za bardzo dusiłam w sobie emocje. Tak to już u mnie jest.
Rzeczywiście, „tak to już u Marty jest”. Gdy wydaje się, że nie ma cienia szans na zwycięstwo – zaczyna grać wspaniale. Gdy świta sukces – natychmiast też pojawiają się te proste błędy. Bułgarka to wiedziała. Gdy w pierwszym secie Domachowska wyciągnęła z 0:3 na 2:3, a w drugim - z 1:5 na 4:5, Pironkowa ciągle grała swoje. Przebijała na drugą stronę, nie starała się dobić rywalki, czekała aż Marta sama popełni samobójstwo, zacznie strzelać po autach i w siatkę. I doczekała się. Mecz zakończył się wyrzuconym w aut bekhendem Polki.
- Marta była tak spięta, że nie pokazała tego na co ją stać. Gra dobrze gdy już jest po zabawie. Gdy mecz jest na styku, denerwuje się, popełnia proste błędy – ocenił siedzący obok mnie Robert Radwański, cały czas kibicujący Domachowskiej.
Trener i tata Isi Radwańskiej dobrze wie jak ograć Pironkową. - Ona ma skaleczony forhend. Marta miała jej grać na forhend, niestety zamiast tego to Pironkowa grała Marcie na forhend – analizował Robert Radwański.
Jak to barwnie określił Robert Radwański „mecz poleciał szybko jak galopujące mustangi”. Pironkowa wygrała z Polką czwarty raz z rzędu. Domachowskiej jeszcze nie żegna się z Pekinem, gra bowiem dzisiaj w debla z Agnieszką Radwańską przeciwko siostrom Bondarenko. Miejmy nadzieję, że chłodna głowa Isi pomoże Marcie zachować koncentrację przez cały mecz i Polki wygrają.