- Podobno trasa jest trudna i bardzo zmienna, jeśli chodzi o warunki śniegowe.
Justyna Kowalczyk: - Dzisiaj w nocy temperatura była minusowa, więc tam, gdzie nie doszło słońce, jest bardzo twardo, a tam, gdzie świeciło, robi się mokro. Nawet na jednym odcinku zjazdu śnieg może się zmienić. Czasem "łapie", czasem przyspiesza narty. Jest niewygodnie.
- Trudno będzie dobrać smarowanie?
- Myślę, że tak, ale moi serwismeni pracują jak tylko potrafią całymi dniami i nocami, więc jestem pozytywnie nastawiona. Oni cały czas przyglądają się pogodzie i wszystko spoczywa na ich barkach.
Przeczytaj koniecznie: Soczi 2014. Kamil Stoch upadł na treningu! Ma stłuczony łokieć
- Da się to porównać do warunków w Val di Fiemme, gdy przyszły roztopy?
- Jest podobnie, chociaż śnieg jest tu nieco inny, troszkę bardziej zmrożony i trochę inaczej reaguje. Nie ma to większego wpływu na taktykę, bo tutaj startujemy z ostatnimi numerami i różnice nie mają takiego znaczenia. Może pierwsze dziewczyny będą mogły poczuć różnicę, my na pewno będziemy miały podobne warunki.
- Jaka jest konfiguracja trasy?
- Bieg jest rozgrywany na dwóch pięciokilometrowych pętlach. Obie były w użyciu w biegu łączonym, a teraz zostały wydłużone. Pierwsza jest łatwiejsza, druga, która służyła do łyżwy w starcie na 2x7,5 km, jest trudniejsza. Najpierw biegniemy tzw. część czerwoną, potem zjeżdżamy poniżej stadionu biatlonowego i jesteśmy na trasie niebieskiej.
- Czy to może być pani ostatni bieg na tych igrzyskach?
- Ja, trener, lekarz i wszyscy w ekipie ustaliliśmy tylko, że jutro jest bieg i przygotowujemy się do niego.
- Czy to, że poznała pani diagnozę dotyczącą swojej stopy, coś zmieniło? Jest pani spokojniejsza z tego powodu?
- Sprawa stopy była już wałkowana 1500 razy, więc może poproszę o jakieś pytania o bieg.
- Czy to jest występ, na który najbardziej pani czeka na tych igrzyskach?
- Jasne, że tak. To jest w ciągu ostatnich dwóch lat dystans, który mnie najmniej zawodził, więc najbardziej się na niego nastawiam. Mam nadzieję, że będę gotowa i że gotowa do walki będzie także cała moja drużyna. I że cała nasza praca, moja i jej, skończy się tym, że pobiegnę tak jak potrafię klasykiem.
- Czuje pani coś wyjątkowego przed startem?
- Jest adrenalina, pozytywny napęd. To jest coś takiego, że bardzo się chce, a w głowie obracają się zakręty, zjazdy, podbiegi i jak to wszystko porozkładać, żeby było dobrze. Jest taka ciekawość, trochę zawodnika, trochę kibica, jak to się skończy.
- W ostatnim starcie w Toblach była pani blisko podium, choć biegła bez znieczulania stopy.
- Wtedy nałożyło się wiele rzeczy. Tego dnia specjalnie nie brałam tabletki. Doszło parę innych rzeczy, zbieg wszystkiego co złe. Ostatecznie jednak był w miarę dobry rezultat, dający nadzieję. A w sumie pojawiło się kilka elementów, które pokazały, że nie jestem aż tak wielkim chojrakiem, jak mi się wydawało.
- Które miejsca na trasie wymagają największej koncentracji?
- Sprinty pokazały, że najważniejsze będą zakręty, i to nie tylko na zjazdach. Trzeba się będzie mocno skupić tam, gdzie śnieg jest miękki. Widzieliśmy, jak to się kończy. Każdy centymetr tej "dziesiątki" będzie ważny. Jest grząski śnieg, w niektórych miejscach przysypywany solą, nie zawsze równo. W jednym miejscu jest przysypane dokładniej, w innym nie, stąd różnice w utwardzeniu. To powoduje, że narta wjeżdżała w miękki śnieg, następuje zmiana prędkości i duża liczba wypadków. Były miejsca, że śnieg był po łydki. To także wielkie wyzwanie dla serwismenów, którzy muszą w miarę dokładnie wiedzieć, jak została wysypana sól. Albo będzie twardo, albo miękko. Na takie warunki bierze się przecież różne narty, nie mówiąc o smarach. Bardzo rzadko biegamy na trasach, na których jest robiona sól, więc do końca nie wiadomo, czego się spodziewać. Ta trasa zaskoczy każdego, jestem pewna.