Wygrana biało-czerwonych nawet przez moment nie była zagrożona. Podopieczni Bogdana Wenty już w szóstej minucie prowadzili 5:1, a pierwszą połowę zakończyli 21:10. Potem cały czas utrzymywali bezpieczny dystans kilkunastu bramek przewagi.
- Nie taki chiński diabeł straszny, jak go malowano - śmiał się po meczu Marcin Lijewski (31 l.).
Przed meczem trener Wenta trochę się niepokoił, ponieważ miał mało informacji o rywalach.
- Docierały do nas rozbieżne wieści. Według niektórych chińską drużynę mieli wzmocnić jacyś byli koszykarze. Dlatego prosiłem chłopaków o maksymalną koncentrację od samego początku - mówił.
No i koncentracja była. - W pierwszej połowie graliśmy świetnie w obronie i z kontry, dobrze dogrywano piłki do skrzydłowych. Dopiero pod koniec meczu nastąpiło rozluźnienie. Chłopcy zaczęli się bawić przy rzutach. Jako trener nie byłem z tego zadowolony. Ale najważniejsze, że zrobiliśmy mały krok do przodu, do awansu - podsumował Wenta.
Taki lżejszy rywal był chyba potrzebny Polakom, żeby wczuć się w olimpijską atmosferę. Ale już jutro zaczynają się schody. Mecz z Hiszpanami - mistrzami świata z 2005 roku. Na inaugurację przegrali z Chorwacją 29:31 i teraz będą grali z nożem na gardle. W polskim obozie wiedzą, że Hiszpanie grają znakomicie z kontry. - Jeśli uda się je zastopować, powinno być dobrze - stwierdził bohater meczu z Chińczykami Mariusz Jurasik (32 l.).