Sukces utonął w miłości

2008-08-14 5:00

Ona szybko odpadła z tenisowego turnieju, on był dopiero szósty w pływackim wyścigu na 200 metrów motylkiem. Marta Domachowska (22 l.) i Paweł Korzeniowski (23 l.) nie zaliczą tych igrzysk do udanych. Czy ich miłość przeszkodziła w walce o medale?

- Zrobiłem tyle, ile mogłem. Więcej nie byłem w stanie. Nie jestem zadowolony. Nie ma rekordu życiowego, nie ma medalu - mówił Korzeniowski po finałowym wyścigu.

Od startu do mety, właściwie cały czas, płynął na szóstej pozycji. Daleko za Michaelem Phelpsem.

- Odpłynął mi on, odpłynęli inni. Dlaczego? Proszę ich spytać. Sam chciałbym wiedzieć, dlaczego tak się stało. Może po igrzyskach będą jakieś niespodzianki i to będzie odpowiedzią? - zastanawia się "Korzeń", sugerując nieczyste zagrywki rywali. - Ja jechałem na igrzyska z myślą o brązie. Ale jak zobaczyłem, jak tu pływają, to zwątpiłem. Może w tej sytuacji to szóste miejsce nie jest takie złe - ocenia.

W kilkunastotysięcznym tłumie wypełniającym podczas finałów pływalnie nie można było dostrzec dziewczyny "Korzenia" - Marty Domachowskiej, dla której igrzyska skończyły się klęską. Po fatalnym występie w turnieju indywidualnym przyszła porażka w deblu (w parze z Radwańską).

Najpiękniejsza para polskiego sportu ma więc teraz wolne.

- Co będę robił? Jeszcze nie wiem - odpowiada Korzeniowski. - Jakieś morze, plaża, opalanie, ale jak najdalej od basenu.

Domachowska na wakacje z "Korzeniem" wybrać się nie może.

- Z Pekinu wracam na dwa dni do Warszawy, a potem lecę do Nowego Jorku, na US Open - mówi.

Ze swym chłopakiem mieszkała w tym samym budynku w wiosce olimpijskiej, ale widywali się rzadko. Czasami na spacerze. Teraz też nie będą mieli za dużo czasu dla siebie. Ot, sportowe życie. Ciągle na walizkach. Mówi się, że kto nie ma szczęścia w hazardzie, ten mam szczęście w miłości. Może ze sportem będzie tak samo. Tego najpiękniejszej parze polskiego sportu życzymy - dużo szczęścia w miłości.

Najnowsze