Ciotka normalnie, gdy widzi sport w telewizji, łapie za pilota i przełącza na łzawy serial. Do mnie dzwoni dwa razy do roku, przed świętami i z okazji imienin. Teraz uznała, że trzeba, bo jako dziennikarz sportowy jestem (?!) odpowiedzialny za to co nasi wyprawiają w Chinach.
Po wysłuchaniu kwadransa pretensji i narzekań zdołałem zmienić temat na ciotczyne choroby i z ulgą odłożyć słuchawkę.
A potem zapadłem w zadumę. Skoro nawet starsza pani szuka winnych, to do kogo dzwonią z żalamibardziej zaawansowani kibice? Czyjej głowy będą żądać jeśli seria olimpijskich niepowodzeń potrwa jeszcze trochę? Bo serce kibica twardnieje błyskawicznie.
I czy widniejące na horyzoncie dymisje szefa PKOl. Piotra Nurowskiego i ministra Mirosława Drzewieckiego zaspokoją "krwiożerczość" rodzącą się w rozżalonych coraz bardziej polskich obserwatorach igrzysk. Czy są w stanie coś zmienić w starym i zmurszałym gmachu polskiego sportu?