- Ja chyba zrezygnowałbym z dwóch pozostałych konkursów (jutro w Innsbrucku i we wtorek w Bischofshofen, red.) - mówi "Super Expressowi" Jan Szturc (48 l.), wujek i pierwszy trener Małysza. - Decyzję opiekunów kadry szanuję, choć uważam, że w takim razie od razu po Turnieju trzeba się wyłączyć ze startów i koniecznie postawić diagnozę, dlaczego jest tak fatalnie. Wtedy łatwiej będzie wypisać odpowiednią receptę, a to daje szansę, by jeszcze naprawić Adama - tłumaczy.
Wychowawca "Orła z Wisły" nie jest już takim optymistą, jak jeszcze kilka tygodni temu. Wciąż jednak uważa, że ten sezon nie jest jeszcze zupełnie stracony. Adama ciągle stać na miejsca w czołowej dziesiątce. Czy również na zwycięstwa?
- Na razie ciężko o nich realnie myśleć. Wiem, że i Adam, i pozostali zawodnicy są dobrze przygotowani pod względem motorycznym. Tylko że jednocześnie stracili dobrą technikę. I przyznaję, że nie bardzo to rozumiem. Po minach zawodników widać, że też są zdezorientowani - uważa Szturc. Pierwszy trener Małysza jest przekonany, że na sukcesy w zawodach pucharowych nie warto się teraz nastawiać. Trzeba skupić się na lutowych mistrzostwach świata.
- Na szczęście do mistrzostw pozostało dość czasu - mówi Szturc. - A dobry występ w Libercu sprawi, że sezon stracony nie będzie.