Tak nazywany jest podjazd na L'Alpe d'Huez, 21 piekielnych zakosów na których tylko najlepsi z najlepszych potrafią wygrywać. 17. etap był etapem "królewskim": 210 km dystansu, w tym 60 km podjazdów, których różnica poziomów wyniosła 3726 m.
Na pierwszej z gór zaatakował chyba najbardziej szalony kolarz w peleton Stefan Schumacher. Pogonił i został dogoniony po przekroczeniu szczytu Galibier. Z jego ucieczki w przodzie został inny bohater, Słowak Peter Velits, który przewodził wyścigowi przez przeszło 50 km, ale i jego najpierw dopadł Francuz Jean Pineau, a potem peleton.
Do prawdziwej próby sił doszło dopiero na pierwszych szczeblach "drabiny" Alpe d'Huez. W wielkim stylu zaatakował Carlos Sastre. Jadący w żółtej koszulce jego kolega z drużyny CSC Franck Schleck nie kontratakował. Bezskuteczna była próba kontry ze strony faworyta wyścigu Cadela Evansa.
Sastre minął metę z przewagą 2.05 nad Samuelem Sanchezem i młodszym bratem dotychczasowego lidera Andym Schleckiem. Kilka sekund póxniej meldowali sie na kresce Valverde i Franck Schleck.
Po 17. etapie liderem Tour de France jest Carlos Sastre z przewagą 1,21 nad F. Schleckem, 1.33 nad Austriakiem Bernhardem Kohlem i 1.34 nad Australijczykiem Cadelem Evansem. To sporo, ale gwarancji zwycięstwa w całym wyścigu jeszcze nie daje. Koncówka tegorocznego touru zapowiada się interesująco.