Konkurs na średniej skoczni i lot Adama po srebrny medal pani Ewa oglądała z najbliższymi w zaciszu wiślańskiego domu.
- Wszyscy wierzyliśmy w medal, ale po konkursie i tak pojawiły się łzy szczęścia - zdradza Ewa Małysz, która docenia rywali syna.
- W konkursie na dużej skoczni wygrać może właściwie każdy ze światowej czołówki - uważa. Sama spróbuje pomóc Adamowi, spełniając jego prośbę.
- Przed wyjazdem do Kanady przypominał mi, że mam trzymać kciuki. I robię to - zapewnia.
Przeczytaj koniecznie: Małysz czeka na tłustą kaczkę i złoto
Na czas igrzysk pani Ewa wzięła kilkudniowy urlop. Na co dzień pracuje w Domu Towarowym Świerk, tuż przy głównej ulicy Wisły, zresztą niedaleko Urzędu Miasta - miejsca pracy Jana Małysza - taty mistrza, który jako kierowca wozi na zlecenie urzędu niepełnosprawne dzieci.
Ewa Małysz tęskni już za synem, zapowiada, że po powrocie Adama bardzo mocno go wyściska. Nim to jednak nastąpi, znów zasiądzie przed telewizorem, by śledzić sobotni konkurs na dużej skoczni.
- Przydałoby się to złoto - nie ukrywa swoich marzeń mama polskiego skoczka.