Wielki Tłuczek

2009-01-23 5:30

W meczu z Tunezją (31:27) przeszedł samego siebie. Tomasz Tłuczyński (30 l.) rzucił 11 bramek przy 100-procentowej skuteczności!

Skrzydłowy TSV Hannover-Burgdorf jak na piłkarza ręcznego nie imponuje wzrostem (182 cm). Ma za to wielkie serce do walki. Udowodnił to, zdobywając seryjnie gole w trudnych momentach środowego spotkania, gdy Tunezyjczycy doganiali biało-czerwonych. Bez "Tłuka" nie byłoby przekonywającego zwycięstwa. Chociaż czy to aby na pewno właściwy pseudonim Tomka?

- "Tłuku" to był twój tata, ty to najwyżej "Tłuczek" jesteś - dokuczał Tłuczyńskiemu drugi trener kadry Daniel Waszkiewicz.

Ojciec Tłuczyńskiego - Zbigniew, olimpijczyk z Moskwy i brązowy medalista mistrzostw świata 1982, to w przeciwieństwie do syna kawał chłopa. Ma 192 cm wzrostu, a jako zawodnik ważył prawie 100 kg. "Tłuk" nie ukrywa, że jest dumny z "Tłuczka". Już podczas poprzednich mistrzostw globu w Niemczech był zaskoczony wielką formą Tomka. - Zrobił się z niego niezwykle dojrzały zawodnik - chwalił zadowolony tato.

100 procent skuteczności w meczu na tym poziomie to coś nieprawdopodobnego, ale "Tłuczek" podchodzi do tego spokojnie. - Kiedy gram, nie myślę o statystykach - opowiada. - W ważnych meczach trzeba grać na luzie.

Tłuczyński robi w piłce ręcznej karierę podobną do... Łukasza Podolskiego, pochodzącego z Gliwic piłkarza Bayernu Monachium. Wyjechał z kraju jako kilkulatek i wszystkiego, co potrafi w szczypiorniaku, nauczył się w Niemczech. Grał tylko w tamtejszych klubach, ale na szczęście, gdy przyszło do wyboru narodowej reprezentacji, nie wahał się i założył biało-czerwoną koszulkę.

Długo uchodził za najsłabszy punkt podstawowej siódemki trenera Bogdana Wenty. Nie tylko nie mógł równać się z bramkarzem Sławomirem Szmalem i z tercetem znakomitych rozgrywających (Lijewski, Tkaczyk, Bielecki), ale pozostawał w głębokim cieniu kolegów z pierwszej linii: Jurasika i Bartosza Jureckiego.

Bramki zdobywał właściwie tylko z karnych. Ten element, który ćwiczy od siódmego roku życia, ma opanowany do perfekcji, ale z kontratakiem było już słabiej, a ze skutecznością w ataku pozycyjnym - bardzo źle. Tymczasem z Tunezją trafiał wszystko i zasłużenie został wybrany na gracza meczu.

- Cieszę się, że mam dobre samopoczucie podczas całego turnieju. Za zbyt dużą dawką adrenaliny raczej nie przepadam, ale ona może dać motywację i jak widać poprawia skuteczność - komentuje Tomek.

Może wreszcie zasłuży sobie również na to, by mógł używać takiego samego pseudonimu jak jego ojciec. Już go przegonił, gdy dwa lata temu został wicemistrzem globu. W Chorwacji zawsze może jeszcze wskoczyć o półkę wyżej...

* Czwartkowy mecz naszych wicemistrzów świata z Niemcami decydował o pierwszym miejscu w grupie. To spotkanie zakończyło się po zamknięciu tego wydania "SE"

Najnowsze