To jego akcja w ostatnich sekundach meczu Polska - Norwegia dała biało-czerwonym sensacyjne zwycięstwo 31:30 i awans do jutrzejszego półfinału mistrzostw świata z Chorwacją.
Bramka Siódmiaka będzie od teraz stawiana w jednym szeregu z najważniejszymi trafieniami w historii polskiego sportu: golem Domarskiego na Wembley, bramką Murawskiego w ostatniej minucie meczu Lecha Poznań z Austrią Wiedeń czy decydującą akcję siatkarzy w finale igrzysk olimpijskich w Montrealu.
A przecież ten rzut był arcytrudny. Wszystko działo się kilka sekund przed końcem spotkania, w sytuacji, kiedy Siódmiak nie mógł sobie pozwolić na pudło. Takiej presji we wcześniejszym meczu z Macedonią nie wytrzymał as naszej drużyny - Karol Bielecki (27 l.). A przecież tym razem Artur Siódmiak miał do bramki Norwegów aż 30 metrów!
- Widziałem, że nie ma bramkarza. Nie namyślałem się długo i po prostu rzuciłem. Wstrzymałem oddech na dwie sekundy i czekałem, aż piłka wpadnie do bramki - opowiada bohater, który już został ochrzczony Królem Arturem. - To był najważniejszy gol w mojej karierze.
Siódmiak to najstarszy i najbardziej doświadczony zawodnik w reprezentacji Polski. Na co dzień gra w niemieckim zespole TuS Nettelstedt Lubbecke. Teraz jego rzut pozbawił niemieckich mistrzów świata szans na obronę tytułu. "Król Artur" się jednak tym nie przejmuje i myśli już tylko o półfinałowym meczu z gospodarzami turnieju - Chorwatami (wygrali do tej pory wszystkie mecze, Polacy mają na koncie dwie porażki).