"Super Express": - Brak medalu w ME będzie oznaczać pańskie pożegnanie z posadą?
Andrea Anastasi: - W ogóle się tym nie przejmuję. Ja mam robić swoją robotę i tylko tym będę się zajmował. Spotkałem się w poniedziałek z szefami związku i to była pożyteczna rozmowa. Nie gramy dobrze, nikomu z nas nie podobają się wyniki i szukamy drogi rozwiązania problemów.
- Jakie szykuje pan zmiany?
- Muszę sprawić, by zawodnicy trenowali i grali agresywniej, bo forma poszczególnych siatkarzy nie jest zadowalająca. Nie wiem, czy będę zmieniał skład wyjściowej szóstki. A czy sprowadzę posiłki z kadry "B"? Nie zastanawiam się w tym momencie nad tym, ale to możliwe.
- Niektórzy fachowcy uważają, że pańscy gracze są źle przygotowani atletycznie. Co pan na to?
- Proszę to napisać dokładnie tak, jak mówię: kompletnie się z tym nie zgadzam.
- To znaczy, że są w dobrej formie fizycznej?
- Nie w dobrej, ale w perfekcyjnej.
- To skąd problemy i słaba gra drużyny?
- Nie twierdzę, że nie popełniłem błędów. Gramy poniżej możliwości i to jest oczywiste. Ale to kwestia techniki, nad którą chcę jeszcze mocniej pracować. Tłumaczyłem już wcześniej, że niektórzy zawodnicy dostali w tym roku więcej wolnego niż zwykle i to także było źródło kłopotów.
- Nie boi się pan, że dwie porażki w dużych imprezach odłożą się w głowach podopiecznych. Może receptą byłaby praca z psychologiem?
- Każda porażka oznacza problem mentalny, ale to ja pracuję z siatkarzami na co dzień i wiem, czego im potrzeba. Powtarzam, że głowa to nie wszystko, ja się też muszę skupić na stronie technicznej.
- Czy to prawda, że związek chciał wymóc na panu włączenie do składu Pawła Zagumnego i Mariusza Wlazłego?
- Kiedy przegrywamy, ciągle słyszę różne dziwne opinie. To nie jest moment na takie rozważania, nie chcę w ogóle o tym mówić.