Przypomnijmy, że po igrzyskach w Tokio istotnej zmianie uległy zasady kwalifikacji na Paryż 2024 i system gry w samym turnieju olimpijskim. To wszystko sprawi, że do minimum zostanie ograniczony udział egzotycznych ekip, a na placu boju pozostaną niemal wyłącznie bardzo silne zespoły. Grbić dodaje do tego, że w przyszłorocznych IO inna jest formuła zawodów, do tej pory rozgrywanych w dwóch 6-zespołowych grupach.
Kogo wybieracie na ćwierćfinał igrzysk?
– W Paryżu są trzy grupy po cztery drużyny – tłumaczy Serb. – A zakwalifikowane zespoły będą znacznie mocniejsze niż dawniej. I nawet jeśli wygrasz swoją grupę, to z bilansu może wynikać, że zostaniesz rozstawiony jako trzeci i trafisz na szóstego w klasyfikacji grupowej, czyli drugą drużynę innej grupy. A to już mogą być rywale pokroju USA, Francji, Włoch, Brazylii, Słowenii czy Serbii. I kogo z tego grona wybralibyście sobie na ćwierćfinał? Przypomnę tylko, że na przykład przeciwko Serbom rozegraliśmy ostatnio najtrudniejszy mecz mistrzostw Europy, zresztą właśnie w fazie ćwierćfinałowej – zauważa Grbić.
Polacy mają jak najgorsze wspomnienia z olimpijskich ćwierćfinałów. Pięć kolejnych – w igrzyskach od 2004 do 2021 roku – kończyło się koszmarem i odpadnięciem z turnieju. W Paryżu czekać nas więc będzie zrzucenie kolejnej siatkarskiej klątwy. Ale ponieważ Grbić jedną niedawno zostawił za plecami Biało-Czerwonych (liczne porażki w ME ze Słoweńcami), warto być dobrej myśli.
Wilfredo Leon przerwał milczenie. Taka jest prawda o jego zdrowiu, nie owijał w bawełnę
Zresztą sam selekcjoner już w pierwszych tygodniach po powołaniu na stanowisko był pytany o cel, jakim jest złoto olimpijskie, na które polska siatkówka czeka od 1976 roku:
– Myśli pan o złotym medalu olimpijskim…
– …może najpierw pomyślmy o przejściu ćwierćfinału…
– Skoro tak, to czy to polska klątwa?
– Tak, jeśli będzie się o niej ciągle myśleć. Wtedy sami nałożymy ją na siebie. W chwili, w której na boisku sprawy się komplikują, wówczas do głów zakrada się myśl: „O nie, znowu!”. I mamy problem. Kilka razy zdarzyło się to, ale ja o tym nie zamierzam myśleć. Tak jak kiedy w końcówce trzeciego seta półfinału Ligi Mistrzów w Kazaniu (chodzi o mecz Zaksy – red.) przy stanie 0:2 i 22:24 nie myślałem, że się nie uda i że już po nas. Nie przeszło mi to nawet przez głowę. Interesowała mnie jedynie kolejna akcja. To trzeba w sobie wypracować jako dobre przyzwyczajenie. I zapomnieć o złych.