Jerzy Matlak zdobył z klubowymi drużynami pięć mistrzostw Polski i cztery wicemistrzostwa, a do tego dziewięć razy Puchar Polski. O precyzyjnym ustawianiu mechanizmu zespołu siatkarskiego wie wszystko.
Jednak temu trenerskiemu artyście kadra pękła w rękach, gdy nie potrafił rozwikłać wewnętrznego konfliktu, który wyrzucił na aut dwie Katarzyny, Skowrońską i Skorupę. Łatanie ubytków Glinką nie udało się.
PZPS ma teraz delikatny problem. To związkowi eksperci wybrali Matlaka na stanowisko, ale nawet oni widzą, że dwa lata przed igrzyskami w Londynie, to ostatni moment w którym trzeba tu coś zmienić.
Przeczytaj koniecznie: Lewis Hamilton nie może się doczekać kolejnego sezonu
Franciszka Smudę na posadę bossa reprezentacji nie wybrał związek, tylko naród. Gdyby po Beenhakkerze Grzegorz Lato próbował nominować kogoś innego, tłum ruszyłby na siedzibę PZPN i chyba nawet czołgi by go nie zatrzymały.
Czas jednak płynie i naród widzi, że jego ulubieniec sobie nie radzi. Selekcja rozciągnęła się w „neverending story”, kolejni sparingpartnerzy traktują biało-czerwonych jak worek treningowy, a docelowy kształt drużyny to nadal mgławica.
Patrz też: Najlepszy sezon w karierze Roberta Kubicy
W przypadku Franza nawet nie ma co mówić o jakieś pośpiesznej wymianie, na 571 dni przed startem ME jest na to za późno. Ale jeśli jakiś zaufany doradca nie pomoże Smudzie uporządkować tego bałaganu, to udział Polaków w Euro 2012 skończy się na trzech meczach i jednym zbiorowym jęku zawodu.
Dwie profesje
Świetny trener, fachowiec najwyższej klasy, nie koniecznie musi być dobrym selekcjonerem. Mamy przed oczami dwa przykłady potwierdzające tezę, że trener i selekcjoner, to dwie odrębne profesje – Jerzego Matlaka i Franciszka Smudę.