"Super Express": - Czego zabrakło w czwartym secie meczu z Turcją? Zimnej krwi?
Piotr Makowski: - Powiedziałbym, że bardziej łutu szczęścia, a doświadczenie było po stronie rywalek. Mieliśmy tyle piłek w górze, że wygranie jednej wyrzuciłoby Turczynki z turnieju. Podziwiam je, że wytrzymały olbrzymią presję.
- Duża krytyka spada na Malwinę Smarzek-Godek za słabą skuteczność w ataku. Słusznie?
- Nie, bo jedna osoba nie wygrywam ani nie przegrywa meczu. Ona jest wciąż młodą zawodniczka, a w tym meczu dawała z siebie tyle, ile mogła. Może powinna wybierać inne opcje i kierunki ataku, na przykład częściej obijając blok.
- Trener Jacek Nawrocki nie powinien szukać innych opcji, choćby w osobie Martyny Łukasik w ataku?
- Może w drugim secie powinien dać odpocząć Malwinie a dać szansę Łukasik. Później, gdy wynik był cały czas na styku, trudno zdejmować liderkę, która ciągnie ten zespół od dwóch lat.
- W grze środkiem też ustępowaliśmy Turczynkom…
- Asia Wołosz próbowała grać środkiem, ale nasze dwie środkowe nie były skuteczne. Środek jest na pewno tym elementem, w którym Polki mogą w przyszłości grać lepiej, ale nie uważam, żeby Turczynki grały bardziej urozmaiconą siatkówkę.
- Jaką ocenę wystawi pan w skali szkolnej zespołowi za występ w Apeldoorn?
- Czwórkę. Gdyby awansowały do finału, dałbym piątkę, a za awans do igrzysk szóstkę. Ale bądźmy cierpliwi, pojawiło się sporo zawodniczek z rocznika 1999/2000, przed wszystkim Magda Stysiak. Wierzę, że to pokolenie w końcu zagra na igrzyskach.