Biało-Czerwoni załatwili sobie awans w najszybszy możliwy sposób, potrzebowali do tego 25 minut. Pierwszy set, wygrany 25:14, wyeliminował Włochów i promował naszą reprezentację do meczu półfinałowego z USA (sobota 21.15). W drugiej parze grają Brazylia i Serbia (sobota, 17.00).
Wydawało się, że to Włosi ruszą na nas ze zdwojoną siłą, nie mogli sobie przecież pozwolić nie tylko na przegranie seta, ale także na utratę zbyt wielu małych punktów. Nic z tego, od początku dominowali Polacy i gospodarze zostali w blokach startowych. Potem oglądali plecy polskich siatkarzy, grających jak z nut.
– Pierwszy set z Włochami był kapitalny, wydaliśmy przeciwnikowi walkę, zagraliśmy dobrze we wszystkich elementach, z dobrym blokiem, naprawdę świetną obroną. To wspaniałe uczucie. Chcemy je przeżywać także w meczu z Amerykanami – skomentował Heynen, który po spotknaiu z Włochami nakazał zawodnikom jak najkrótsze rozmowy z mediami, a sam także powiedział dosłownie kilka zdań. Gdy się zna jego nadekspresję i gadatliwość, to tak jakby nic nie powiedział...
– Cztery lata temu byłem w półfinale – przypomina Heynen. – Graliśmy z gospodarzami (Polską), którzy mieli jednak przewagę własnego parkietu i nie byliśmy w stanie ich pokonać. A co do USA, to najtrudniejszy przeciwnik, jakiego mogliśmy trafić. Wielki faworyt. Ale nie gramy tak źle. Kiedy dochodzisz do finałowej czwórki, to nie możesz już nikogo uniknąć, zostają sami najlepsi. Jeśli gra się w tej fazie dwa mecze, to przecież i tak wiadomo było, że w którymś z nich możemy wpaść na Amerykanów.