Na swoją niepełnosprawność reprezentant USA z Zaksy patrzy z dystansem. – Nigdy w życiu nie pomyślałem, że przez niedosłuch nie będę miał szansy osiągnąć czegoś w sporcie. Prędzej sądziłem, że zabraknie mi umiejętności – mówił kilka lat temu w wywiadzie dla „Super Expressu" brązowy medalista olimpijski z Rio, który urodził się z blisko 90-procentowym ubytkiem słuchu. – To nie była wada genetyczna. Wiadomo tyle, że budowa ucha środkowego i połączenie nerwu mają jakieś niedoskonałości – wyjaśniał David Smith. – Muszę widzieć osobę, z którą rozmawiam. Czytam z ruchu warg, a aparaty słuchowe w obu uszach pomagają wyizolować właściwą częstotliwość i odsiać szum. Najpierw aparat to był zwykły wzmacniacz dźwięku, dopiero potem weszła komputerowa obróbka, poza tym aparaty są lepiej dopasowane, nie wypadają, kiedy się pocę – dodawał. Teraz zmienia aparaty na jeszcze lepsze.
Tak się bawi Zaksa Kędzierzyn! Puchar Ligi Mistrzów pojechał autobusem z triumfatorami [ZDJĘCIA, WIDEO]
Siatkarz nie słyszy gwizdka
– Powszechna mantra trenerów głosząca „Graj aż usłyszysz gwizdek” stała się moim mottem, a ponieważ nie słyszałem gwizdka, to nigdy nie przestawałem grać. Jestem pewien, że pobiłem rekord punktów, tyle że tych zdobytych po gwizdku sędziego... – napisał kiedyś żartobliwie David w swoich mediach społecznościowych przy okazji opowieści o dorastaniu.
Zaczynał jako lewy pomocnik
Wówczas uprawiał jeszcze piłkę nożną, od której jego przygoda się zaczęła w dzieciństwie. Był lewonożny, grał na lewej pomocy. Za bardzo urósł, więc rzucił soccer i zajął się siatkówką. Zaczynał jako rozgrywający i atakujący, aż w końcu Smith pozostał na środku bloku, a wrodzona głuchota nie stanowiła przeszkody w dojściu do światowego poziomu.