Trofeum tej rangi w siatkówce klubowej w Polsce nie oglądano do 43 lat – czyli czyli od momentu, w którym Płomień Milowice wygrał Puchar Europy Mistrzów Krajowych. W 1978 roku formuła była inna niż obecnie, Ligę Mistrzów mamy bowiem w europejskim volleyu od dwóch dekad, ale ranga wydarzenia jest taka sama. No i droga, którą musieli przebyć siatkarze Zaksy, by móc pokazać trofeum publicznie w kraju, była długa i pod górkę. Tym większa radość z odniesionego sukcesu. – Na pewno wygranie Ligi Mistrzów w tym sezonie było wielkim osiągnięciem i wyzwaniem. Przypomnę, że trafiła nam się najgorsza z możliwych drabinka w play-off. Pokonaliśmy jednak Lube i Zenit, a na koniec Trentino – przypomniał w wywiadzie dla „SE” francuski rozgrywający Zaksy Kędzierzyn Benjamin Toniutti.
Tak wyglądała ostatnia akcja meczu Zaksa – Trentino. Zobaczcie gigantyczną radość siatkarzy z Kędzierzyna [WIDEO]
Nikt nie ma prawa mówić, że coś tutaj stało się przypadkiem, kędzierzynianie zasłużyli na ostateczny wynik, bo odprawili same największe europejskie kluby. Przejazd mistrzów odbywał się nie tylko przez ulice Kędzierzyna-Koźle i centrum miasta. Wcześniej siatkarze, trenerzy i działacze klubu gościli w siedzibie głównego sponsora, Grupy Azoty. W ceremonii przejazdu wzięli udział zawodnicy, którzy na prawo i lewo rozdawali autografy mieszkańcom Kędzierzyna. Pozdrawiali gorąco kibiców z autokaru, a w rewanżu słyszeli okrzyki i skandowanie godne najlepszej klubowej drużyny w Europie. Zawodnicy przywiązali się bardzo mocno do złotych medali, bo jak wyznał Kamil Semeniuk, nawet... spał z krążkiem!