Tabela grupy E ułożyła się tak, że o wszystkim decydowały małe punkty. Polki musiały pokonać Turcję minimum dziewięcioma, zdobyły ostatecznie o 5 więcej, choć w ostatnim secie przez chwilę zbliżyły się do magicznej granicy.
Patrz też: Trener Polek na MŚ siatkarek, Jerzy Matlak: Mogę stracić pracę
Nasze siatkarki po meczu nie były smutne, ale nie widzieliśmy też na ich obliczach szaleńczej radości. Jak podkreślają zgodnie, walka o miejsca 9-12 to nie jest pełnia szczęścia.
- Nie ma się za bardzo z czego cieszyć - przyznaje Katarzyna Gajgał (29 l.). - Naszym planem był awans do czwórki. Gdyby nie pierwsze dwa przegrane mecze, to mogłoby się udać. Potem mierzyliśmy w ósemkę. Dzisiaj zabrakło do tego kilku małych punktów, to też nauczka, że trzeba grać od początku do końca o każdy punkt. Zrobimy teraz wszystko, żeby zająć dziewiąte, a nie dwunaste miejsce.
Polki są już wyczerpane turniejem. Rozegrały 9 meczów w ciągu 13 dni. Dobrze, że mają dwa dni odpoczynku na lizanie ran, bo niektóre liderki robią już bokami.
Najskuteczniejsza siatkarka biało-czerwonych w mundialu Anna Werblińska (26 l.) poprowadziła zespół 22 punktami do pokonania Turcji. Wykonała aż 46 ataków, mimo że na prawym udzie miała opaskę i bandaże z powodu przeciążeń mięśni.
Przeczytaj koniecznie: Polska - Turcja 3:1 w MŚ siatkarek. Polki pozostają w grze!
- Po tym meczu mamy parę rannych - przyznaje trener Jerzy Matlak (65 l.). - Ania walczyła resztką sił, była cała oplastrowana i pobandażowana, właściwie ciężko raniona w nogę.
W sobotę i niedzielę dwa ostatnie mecze Polek w Japonii. Na pierwszy ogień idzie Holandia, z którą dwukrotnie przegrały w ubiegłorocznych mistrzostwach Europy, a na koniec japońskiej przygody na naszej drodze staną Kubanki lub Chinki.