– Można być w ogóle przygotowanym do takiej potyczki?
– Ducha walki mam zakodowanego od lat, jeszcze z czasów uprawiania siatkówki, biliśmy się przecież w drużynie narodowej o najwyższe trofea nie raz w trudnych pięciosetowych meczach, które trzeba było wygrać. Ja sobie mówię, że teraz też toczę pięciosetówkę, w której zamierzam pokonać nowego, groźnego przeciwnika, jaki stanął naprzeciwko mnie. Będzie ciężko, ale pomoże mi zaprawienie w bojach.
– Słyszę w pana głosie pozytywny przekaz i optymizm. Terapia medyczna okazuje się skuteczna.
– Przechodzę serie chemioterapii, generalnie tomograf co dwa miesiące pokazuje pozytywne wyniki. Nie ma żadnych zmian, które byłyby niepokojące. Nic nowego się nie pojawia.
– Skutków ubocznych przyjmowania chemii nie zdołał pan niestety uniknąć?
– Albo jedno, albo drugie. Leczyć się trzeba, a że to się wiąże z pewnymi dodatkowymi dolegliwościami, muszę przywyknąć. Jedna z substancji przyjmowanych w chemioterapii powodowała porażenie nerwów obwodowych, co na jakiś czas sprawiło, że mogłem poruszać się jedynie na wózku. Ostatnio jednak, dzięki rehabilitacji fizycznej, idzie ku lepszemu. Mam chodzik, który poprawia mobilność, coraz lepiej mi idzie. Trzy razy w tygodniu ćwiczę z fizjoterapeutą, by przywrócić stan poprzedni, ale w przypadku porażenia nerwów odbudowa trochę potrwa. Przez brak ruchu pozanikały mi mięśnie nóg i trzeba się z tym uporać. Żartuję sobie, że znowu po latach wróciłem na siłownię...
Reprezentacyjny siatkarz Mateusz Bieniek ma uraz kolana. Nie wiadomo ile potrwa przerwa
– Jak wygląda pańskie leczenie w tej chwili?
– Biorę co tydzień uzupełniającą chemię. To się wiąże z krótkim pobytem na oddziale, pół dnia i po wszystkim.
– Gdy dowiedział się pan, że ma guza trzustki, to chyba w tym całym nieszczęściu jedno, co było dobre, to że okazał się operacyjny?
– Też tak uważam, bo w większości przypadków wykrycia raka trzustki jest za późno na ingerencję chirurgiczną i pozostaje jedynie chemia. U mnie było to na tyle wcześnie znalezione, że dało się go zoperować. Zmiany było widać tylko w tomografii komputerowej, normalne badanie USG niczego niepokojącego nie pokazało. To przestroga dla innych. Nie polegajmy tylko na USG, ja robiłem regularne badania, ale nic nie było widać. Gdybym nie dostał żółtaczki, tobym do dzisiaj mógł nie wiedzieć, że jest tak źle. Dopiero ten objaw, ucisk guza na drogi żółciowe i w rezultacie zmiana koloru skóry, przyniósł definitywną diagnozę. Profilaktyka jest kluczowa, a teraz w pandemii wiele ludzi przychodzi po pomoc za późno. U mnie według lekarzy leczenie przebiega prawidłowo.
– Koledzy ze złotego teamu Wagnera dzwonią, podtrzymują na duchu?
– Na początku trochę się bali ze mną rozmawiać, wysyłali zwiadowców, ale teraz się odważyli. Rysiek Bosek, który też jest zaprawiony w bojach nowotworowych, kontaktował się od razu.
– Ma pan ochotę oglądać regularnie siatkówkę w trakcie walki z chorobą?
– Liga jest ciekawa, ale mecze bez widzów są jakieś okrojone z emocji. Z publicznością, gwarem i dopingiem wygląda to jednak zupełnie inaczej. Cieszę, się, że w ogóle się udaje rozgrywać spotkania, większość zespołów przeszła zakażenie i sezon zapewne da się normalnie dokończyć.
– Igrzyska się odbędą?
– Pewnym być nie można, niektóre duże imprezy daje się rozgrywać na świecie w pandemii, ale zawody olimpijskie z kilkunastoma tysiącami uczestników to jednak inna skala niż na przykład trwające tenisowe Australian Open.
Mamy stanowisko Perugii w sprawie pozyskania Macieja Muzaja. „Jest naszym planem C”
– Ma pan już pewnie dość pytań, kiedy wreszcie siatkarze reprezentacji Polski zmienią was na fotelu mistrzów olimpijskich. Akurat mija 45 lat od Montrealu.
– Doczekaliśmy się z mistrzostwem świata, czekamy na to samo na igrzyskach. Czas jest dobry dla Biało-Czerwonych, mamy silny team, doskonałych zawodników i bogactwo składu. Jesteśmy w czołówce światowej i nie bez powodu powinniśmy jechać do Tokio w roli faworyta. Oby tylko turniej doszedł do skutku.
40 punktów Bartosza Kurka w meczu ligowym, ale to nie wystarczyło [WIDEO]
– Wspomniał pan, że odbywa pięciosetowy mecz z trudnym przeciwnikiem. Kiedy Tomasz Wójtowicz wbije znad siatki zwycięską piłkę?
– Myślę, że już niedługo. Mam nadzieję, że ten ostatni punkt przyjdzie wkrótce. W przeszłości bywało tak nie raz. Wiem jak to się robi.