Warszawianie od początku grali jakby byli w jakimś fizycznym dołku. Drużyna, która w lidze polskiej rządzi od kilku miesięcy (tylko jedna porażka na 19 meczów) i jest liderem rozgrywek, we Francji była cieniem samej siebie – w każdym razie taki obraz oglądaliśmy w pierwszych dwóch setach. Trudno tłumaczyć kłopoty brakiem lekko kontuzjowanego Bartosza Kwolka, w jego miejsce grał Igor Grobelny, który pokazywał ostatnio regularnie dobrą dyspozycję.
Verva zupełnie nie była w stanie nadążyć za tempem gry gospodarzy, wśród których szybko i po profesorsku rozgrywał Angel Trinidad, a ataki kończyli dynamicznie Hermans Egleskalns i Adam Bartos. Po naszej stronie szwankowało przyjęcie, nie było dobrej obrony, a zwłaszcza skutecznego bloku, z którego warszawski klub słynie. Nic dziwnego, że trener Andrea Anastasi wściekał się na czasach nie na żarty, klnąc na czym świat stoi. Jego podopieczni nie zdołali się przebudzić i wyjechali z Tours zwyczajnie upokorzeni.