Drugim poza Trentino zespołem, który co najmniej trzykrotnie z rzędu triumfował w LM, jest Zenit Kazań. W latach 2015–18 zrobił to między innymi za sprawą Wilfredo Leona, który jednak nie jest rodowitym Polakiem, choć reprezentuje nasz kraj od 2019 r., a od 2015 r. posiada polskie obywatelstwo.
Dzisiaj mający niespełna 44 lata Żygadło już nie gra, zakończył występy zawodowe w Katarze i nie zamierza wznawiać kariery zawodniczej. W Turynie jest jako gość studia Polsatu Sport. Specjalnie dla „Super Expressu” analizuje szanse Zaksy na trzecie z rzędu złoto Ligi Mistrzów.
– To wielkie wyzwanie i niełatwe zadanie. Moje trzy finały wygrane z rzędu pamiętam dobrze, utkwiły w mojej głowie z wielu powodów. Pierwszy finał w 2009 był w moim pierwszym sezonie we Włoszech, co bardzo odmieniło moją grę i mnie jako człowieka. Wielu rzeczy się nauczyłem i dowiedziałam. Pokazano mi inny świat, nie tylko siatkarski – wspomina Żygadło. – Drugi finał był w Polsce w Łodzi i też był pamiętny, bo został przełożony ze względu na katastrofę smoleńską. To były ciężkie momenty. Fantastycznie jednak czułem się, wygrywając przed polską publicznością. W 2011 w Bolzano wygraliśmy z Zenitem Kazań, ze słynnymi Amerykanami Ballem i Stanleyem w składzie.
Żygadło brał udział w jeszcze jednym Final Four LM, ale już nie na parkiecie, lecz jako zawodnik Zenitu Kazań. Wtedy jednak wracał po dramatycznej kontuzji odniesionej na treningu w październiku 2013. Lekarze nie dawali mu szans na powrót do sportu.
– Ten, który mnie operował, mówił, że teraz będę musiał zacząć w życiu wykorzystywać to, czego się nauczyłem na studiach – wspomina Żygadło. - A ja twierdziłem, że wrócę i dokonałem tego. Pojawiłem się na turnieju finałowym Ligi Mistrzów w roli obserwatora, ale kiedy Nikola Grbić (wtedy rozgrywający Zenitu – red.) zobaczył, że normalnie idę po schodach, spytał: „To ty chodzisz?”...
Zaksa może dołączyć do historycznych potęg, jeśli pokona jastrzębian. Żygadło: – Wiele rzeczy musi się złożyć, sztab pracujący przez lata, trzon drużyny zachowany na dłużej, a to wszystko jest w Zaksie. Poza tym udało się jej wzmocnić Bartkiem Bednorzem, który w meczu finałowym w Turynie musi pokazać, że jest liderem. Musi pociągnąć. Oni mają wszystko na każdej pozycji, ale potrzebują mocnego impulsu do działania. On musi rozwiązywać trudne sytuacje, bo ma do tego największe predyspozycje.
– Zaksa nie spodziewała, że tak zostanie potraktowana w finale PlusLigi. Rozmiar wygranej i skuteczność Jastrzębia przeraziła – przyznaje Żygadło. – Jastrzębianom wychodziło nawet coś, co nie powinno wychodzić, z kolei Zaksa popełniła mnóstwo prostych błędów, jakich wcześniej nie było. Na tym poziomie każda taka akcja waży bardzo dużo, jeden z trenerów kiedyś nam pokazywał, że w 60 procentach przypadków to determinuje kolejne twoje błędy.