„Super Express”: – Ostatnio nie macie dobrej passy, ale Jastrzębski Węgiel też nieoczekiwanie uległ w lidze. Oba zespoły myślą już bardziej o Lidze Mistrzów?
Andrea Anastasi: – Jedno wiem na pewno: to najmocniejsza para ćwierćfinału, nie mogliśmy trafić gorzej. Wpadliśmy z drabinki na Jastrzębie i przyznaję, że nie byłem tym zachwycony, ale przecież jeśli chcesz wygrać Ligę Mistrzów, musisz pokonać wszystkich. W końcu mierzymy się z finalistą rozgrywek z ubiegłego sezonu, pokazującym i w tym roku świetną dyspozycję. Jedna porażka ligowa o niczym nie stanowi. Jeśli chodzi o Piacenzę, to faktycznie w ostatnim czasie nie wiedzie się nam. Pracujemy nad tym, by wrócić do stabilności. Tego brakuje. Potrafimy pokazywać przebłyski wielkiej siatkówki, ale jeśli nie robisz wszystkiego perfekcyjnie technicznie, masz problem.
– Ta rywalizacja to taki przedwczesny finał Ligi Mistrzów?
– Spotykają się znakomite zespoły, Jastrzębie jest w bardzo dobrej dyspozycji, ale i my mamy wiele mocnych argumentów w ręku i drużynę naszpikowaną doskonałymi siatkarzami. Oczywiście musimy jeszcze zagrać na miarę tego potencjału, a w tej chwili nie jesteśmy w wybitnym momencie pod tym względem. Poza tym liga włoska to piekielnie trudne rozgrywki z dwunastoma zespołami, z których większość potrafi napsuć krwi wszystkim. Możesz przegrać niemal z każdym, poziom ligowy w Italii w tym sezonie naprawdę jest imponujący. Natomiast byłem zadowolony z pierwszej części naszych występów w Lidze Mistrzów. Przypomnę, że wygraliśmy grupę, z której aż trzy zespoły grają obecnie w ósemce.
Siatkarze walczą o europejskie trofeum. Otwiera się olbrzymia szansa na prestiżowy sukces
– Wspomniał pan o dwunastu zespołach w lidze włoskiej, ale co ma powiedzieć Jastrzębski Węgiel, skoro w Polsce gra się w składzie 16-drużynowym?
– To prawda, że rywale mają o kilka meczów więcej w nogach niż my. Szesnaście klubów w lidze to za dużo, szczególnie jeśli krótko przed nią kończą się rozgrywki reprezentacyjne. Zresztą i w naszym klubie mieliśmy problem z tego samego powodu, wielu zawodników nie miało szans na właściwe przygotowanie fizyczne do sezonu. Kadrowicze mieli mało czasu na odpoczynek po kwalifikacjach olimpijskich, które wymyślono sobie w październiku. Tydzień później ruszył klubowy sezon, w którym gra się co trzy dni. To jeden z powodów, dla których nie ma szans, by być przez całą ligę w równie wysokiej formie. Grania jest za wiele i zdaje się, że ktoś wreszcie to zaczyna rozumieć. Kalendarz FIVB na kolejne lata zrobił się bardziej przejrzysty.
– Trenerzy klubowi są w ciężkiej sytuacji, bo w tych trudnych warunkach z optymalną formą muszą trafić na koniec sezonu.
– To oznacza, że są momenty, gdy musisz coś odpuścić. Przyjąć do wiadomości, że na jakimś etapie sezonu nie będziesz w topowej dyspozycji. Czasem zdarzają się takie sytuacje i my to właśnie przeżywamy w ostatnim miesiącu. Trentino, które w lidze włoskiej przegrało jeden mecz (Piacenza ma 9 porażek – red.), ma tę przewagę, że jest młodszym zespołem od nas i gracze mają mniej fizycznych kłopotów. Ja więc teraz kombinuję trochę ze zmianami w treningu i przygotowaniach. Nie jest to łatwy sezon. Z rozrzewnieniem przypominam sobie czasy pracy w Treflu Gdańsk, kiedy graliśmy raz w tygodniu i na wszystko był czas.
– Jakie atuty mogą wam pomóc pokonać Jastrzębie?
– Jastrzębski Węgiel jest zespołem bardziej opartym na technice, a nasz mocniej bazuje na walorach fizycznych. Musimy dominować na zagrywce, bo w przeciwnym wypadku tak stabilny rozgrywający jak Ben Toniutti będzie miał olbrzymie pole do popisu. Im piłka będzie dalej od trzeciego metra po drugiej stronie boiska, tym większe nasze szanse na sukces. A co znaczy serwis, pokazał Aluron w meczach pucharowych z Allianzem Mediolan. Zespół z Zawiercia sprawił, że rywal znalazł się w piekle.
– Kto może być kluczową postacią jastrzębian w ćwierćfinale?
– Trudno wskazywać konkretnego siatkarza, który może zrobić różnicę, ale gdybym miał wyróżnić jedną postać, byłby nią wspomniany Toniutti. Mam do niego wielki respekt, a ponadto rozgrywający to zawsze kluczowa osoba w drużynie. Tyle, że można wymieniać tak dalej, bo cała pierwsza szóstka jastrzębian robi duże wrażenie.
– Wy też macie się kim pochwalić: Lucarelli, Leal, Simon, Romano, Brizard... Czy ten ostatni w specjalny sposób potraktuje rywalizację z kolegą z tej samej pozycji w reprezentacji Francji?
– Antoine darzy Benjamina równie wielkim szacunkiem jak ja. Bardzo ceni go jako kolegę, może nawet traktuje trochę jak mentora. Przypominam sobie mecze finałowe w PlusLidze, w których moje Onico Warszawa z Brizardem grało z Zaksą Toniuttiego. Pamiętam, że Antoine wypadł wtedy świetnie. Liczę, że równie dobrze pójdzie mu z Jastrzębiem.
Koszmar trwa! Zaksa Kędzierzyn nie obroni tytułu w Lidze Mistrzów, koniec nadziei
– Wspomniał pan Zaksę, która obecnie, po trzech z rzędu tytułach w Lidze Mistrzów, nie weszła nawet do ćwierćfinału. Jak duże to zaskoczenie?
– Jeśli klub zwalnia szkoleniowca, a za chwilę zmienia prezesa, to znaczy, że ma duży, duży, duży problem. Przyznam, że zdziwiło mnie pozbycie się trenera Sammelvuo, który dał Zaksie złoto Ligi Mistrzów, Puchar Polski, a w tym sezonie miał koszmarną liczbę przeciwności zdrowotnych. Stracił przecież na dłużej zdecydowanie najlepszego siatkarza drużyny Aleksandra Śliwkę, a wcześniej długo nie mógł korzystać z pierwszego rozgrywającego. Nie rozumiem, co tam się dzieje. Uważam, że czasami trzeba zachować więcej spokoju, nie reagować zbyt nerwowo. Takie ruchy tylko powiększą zamieszanie. Gorsze okresy mogą się zdarzyć w każdym klubie, zwłaszcza gdy, jak w Zaksie, naprawdę można mówić o gigantycznym pechu w tym sezonie. To wszystko było jak trzęsienie ziemi. Współczuję im.