Gwizdek24.pl: - Przed meczami w Tokio mieliście dwa dni bez grania. Pomogło?
Andrea Anastasi, trener reprezentacji siatkarzy: - Oczywiście, bo szczerze mówiąc wszyscy przyjechaliśmy tu wyczerpani dawką ośmiu meczów rozegranych w trzech miastach w dziesięć dni. Dobrze, że można było zorganizować normalne treningi. A praca na siłowni była wręcz niezbędna. Gracze musieli odzyskać energię, podładować akumulatory.
Przeczytaj koniecznie: Puchar Świata siatkarzy. Europa zmówiła się przeciw Brazylii? Puchar Świata siatkarzy. Europa zmówiła się przeciw Brazylii?
- A nie spróbował pan jakoś zrelaksować podopiecznych przed ciężkim weekendem? Żeby przestali myśleć o siatkówce?
- Mają tu naprawdę dużo czasu na odpoczynek, a wokół naszego hotelu w centrum Tokio jest mnóstwo miejsc, w które można pójść, wypić kawę, pospacerować po sklepach, trochę odpocząć od siebie. Jak się przez miesiąc przebywa w swoim towarzystwie, to robi się trochę monotonnie. Ale nie wydaje mi się, bym musiał mocniej dbać o ich motywację, oni są naprawdę w pełni świadomi tego, co ich czeka. Patrzę na twarze chłopaków i widzę skupienie, ale jednocześnie spokój i pewność siebie. Atmosfera jest super.
- Do awansu na igrzyska brakuje nam niby niewiele, ale jednocześnie możliwych wariantów wciąż rysuje się sporo.
- Robiliśmy wszystko, żeby przyjechać do Tokio z solidnym dorobkiem punktowym, po to by mieć wciąż szanse awansu i to się udało. Teraz walczymy już o wszystko. Trzej rywale, z którymi gramy prowadzą w rankingu światowym. Nie ma co ukrywać, że na papierze są lepsi od nas. Tylko, że - jak niemal na każdym czasie mówię zawodnikom - nas motywuje w sposób nieprawdopodobny Londyn i możliwość gry w igrzyskach. Puchar Świata to piekielnie trudny turniej, raz idzie lepiej, raz gorzej, ale na razie nie mamy powodów do narzekań.
- Z Włochami w tym roku nie udało nam się wygrać, ale od tego czasu nasz zespół trochę się zmienił. To będzie miało znaczenie w piątkowym meczu?
- Przypomnę, że graliśmy z nimi bez Zbyszka Bartmana, a teraz Zibi wrócił i bardzo nam pomaga, zresztą razem z Kubą Jaroszem. Mamy też Pawła Zagumnego i Michała Winiarskiego, absolutnie kluczowego gracza na przyjęciu. Ono w meczu z Italią może zaważyć na wyniku, bo Włosi potrafią tłamsić zagrywką.
- Mówi pan o Zagumnym ale w ostatnich meczach stawia na Łukasza Żygadłę. Tak też będzie w piątek?
- Przede wszystkim moją strategią jest konserwowanie energii siatkarzy, a akurat w przypadku Pawła to ma znaczenie. No cóż, Puchar Świata to nie jest dla niego idealna impreza, by do niej przystępować z marszu i grać wiele meczów w krótkim czasie. Jemu potrzeba dłuższych przygotowań. Łukasz zna lepiej nie tylko Włochów, ale i swoich kolegów z kadry. Gra też częściej szybszą piłką i w sumie naprawdę mam interesujący wybór na pozycji rozgrywającego.
- Włoch zdobywający kwalifikację olimpijską kosztem Italii. Taki scenariusz chyba musi być dla pana intrygujący?
- Włosi są w trudniejszej sytuacji niż my, bo nam nawet w razie porażki pozostaną kolejne szanse. Jak zwykle mecz z rodakami to dla mnie specjalne wydarzenie, a już w takich okolicznościach to sprawa wyjątkowa. Wiem, że sporo się mówi o tej rywalizacji we Włoszech, ciągle tam przypominają kto prowadzi Polaków i że dobrze by było, gdyby nie krzywdził Włochów (śmiech). Chyba trochę się nas boją... Dostaję w tej sprawie sporo maili i wiadomości na Facebooka, ale odpowiadam, że nie ma sentymentów. My też myślimy tylko o Londynie.