Widzowie zgromadzeni na gorzowskim stadionie podczas Grand Prix Polski, które odbywało się w ostatni weekend czerwca wstrzymali oddech podczas ósmego biegu, kiedy to Tai Woffinden był bohaterem niezwykle groźnego upadku. Brytyjczyk z impetem uderzył głową o tor i natychmiast został przetransportowany przez medyków najpierw do karetki, a później do szpitala. Na szczęście jeszcze przed opuszczeniem stadionu pokazała publiczności, że jest przytomny. Okazuje się jednak, że skutki tego upadku są zdecydowanie bardziej poważne, niż mogło się wydawać. Oprócz wstrząsu mózgu, Woffinden doznał również złamania łokcia w aż czterech miejscach, przez co może zapomnieć o ściganiu się w najbliższym czasie.
- Złamałem łokieć na 4 kawałki i znowu zostałem znokautowany, więc mam też wstrząs mózgu, z którym muszę sobie poradzić. Nie jestem pewien, jaki będzie teraz czas na regenerację. Nie pomyślałbyś, że złamany łokieć będzie tak poważny. Zabrania mi się przenoszenia jakichkolwiek ciężarów na kończynę, a nie stosowanie się do zaleceń i jazda motocyklem może skutkować niezwiązaniem kości oraz koniecznością operacji i wszczepienia protezy łokciowej. Czyli koniec kariery! - zdradził Woffinden jasno dając do zrozumienia, że zbyt szybki powrót do ścigania może zakończyć się dla niego przedwczesnym zakończeniem kariery.
33-latek, który reprezentuje barwy Sparty Wrocław od 2012 roku pokazał również zdjęcia uszkodzonego łokcia oraz prześwietlenia z widoczną płytką, którą złączony został uszkodzony łokieć. Woffinden zapowiedział również, że nie ma zamiaru kończyć swojej przygody z żużlem i zrobi wszystko, aby jak najszybciej wrócić do rywalizacji na torze.