- To numer stulecia - cieszył się polski mechanik i doradca Sajfutdinowa Tomasz Suskiewicz. - To niewiarygodne. Nie, nie wierzyłem, że wygram w Pradze - przyznaje Sajfutdinow w rozmowie z "Super Expressem".
"Super Express": - Na początku zawodów wyglądał pan na strasznie zdenerwowanego. Omal nie staranował pan Crumpa.
Emil Sajfutdinow: - Absolutnie nie. Wiedziałem, że mam bardzo dobrze przygotowany motocykl. Czułem, że jestem bardzo szybki. Mam wrażenie, że to Australijczyk był wolniejszy i na wejściach w łuki zamykał gaz. Trochę dziwnie to wyglądało, ale na pewno nie dopuściłbym do niebezpiecznej sytuacji na torze.
- Utarł pan nosa mistrzowi świata Nickiemu Pedersenowi. Duńczyk był wściekły.
- W 12. wyścigu byłem szybszy od Pedersena i wygrałem bez większych problemów. Trudniej było w półfinale. Nicki lekko zmienił tor jazdy, no i upadłem na tor. Trochę bolała mnie ręka. Na szczęście mieliśmy kilka minut przerwy i poprawiłem ustawienia motoru. Wiedziałem, że w powtórce Pedersen będzie wywoził rywali pod bandę. Nie mogłem z nim pójść na zwarcie. Zjechałem więc do krawężnika i to się opłaciło. Złapałem przyczepność i rywale zostali z tyłu.
- Później był finał i zwycięstwo w debiucie! Serdeczne gratulacje.
- Dziękuje, ale Grand Prix w Pradze to już historia. Sport żużlowy ma to do siebie, że praktycznie dzień w dzień jest się na torze albo w drodze na tor. Teraz przygotowujemy się już do GP w Lesznie. Nie popadam w euforię. W żużlu raz masz na koniec zawodów 15 punktów, a za drugim razem możesz mieć tylko 2 punkty.
- W parkingu rywale byli zszokowani pana tryumfem, ale gratulowali wielkiego sukcesu...
- To były bardzo miłe chwile. Przyszedł do naszego boksu nawet Jason Crump i zaczął dopytywać się o to, ile dokładnie mam lat. Kiedy dowiedział się, że niespełna 20, był w szoku. Policzył bowiem, że kiedy ja się urodziłem, to on jeździł już na żużlu od pięciu lat.