Dla najzdolniejszego polskiego zawodnika młodego pokolenia to wiadomość marna. Mówi się wprawdzie, że nie ma żużlowca, który wcześniej czy później obojczyka nie złamie, ale kiedy do tego dochodzi...
- Nawet bardzo nie boli - mówi Grzegorz. - Tylko głupio, bo mi lewą rękę medycy przymocowali do pleców. Jadę teraz do szpitala w Goeteborgu. To miejsce załatwił mi Andreas Jonsson, z którym razem jeździmy w szwedzkiej Dackarnie. On już coś podobnego przeżył i twierdzi, że tam są świetni lekarze. Nie będą mnie pakować w gips, tylko zdrutują kości i za tydzień, dwa wrócę na tor.
Opinię Jonssona mogą potwierdzić Marek Plawgo i Monika Pyrek, którym szpital w Goeteborgu pomagał w zdrowotnych kłopotach. A Grzegorz swoje pierwsze złamanie ma już za sobą, podobno dla dorosłego żużlowca to jak chrzest.