To jeden z najbardziej przerażających wypadków w świecie Formuły 1 od lat! Romain Grosjean z wielkim impetem huknął o bariery i niemal pół minuty płonął żywcem. Kierowca Haasa przyznał w rozmowie z mediami po wyjściu ze szpitala, że żegnał się już z życiem. Jego myśli były jednak makabryczne, trudno to sobie wyobrazić, nad czym się zastanawiał.
Romain Grosjean opowiada o swoim koszmarnym wypadku w F1. „Włożyłem ręce w ogień”
Myśli, które pojawiały się w głowie były szokujące. Grosjean nie ukrywa, że był przekonany, że to koniec jego życia. - Widziałem w tym momencie śmierć tak bardzo, jak tylko można ją zobaczyć. Wtedy się rozluźniłem i powiedziałem sobie, że to już koniec - mówi otwarcie kierowca Haasa, który zastanawiał się... która część jego ciała spłonie jako pierwsza.
- Cały czas byłem opanowany, nawet, gdy w mojej głowie pojawiły się myśli, że umrę. Mój umysł cały czas był w pełni trzeźwy. Mogłem pomyśleć o każdym ruchu, który miałem do wykonania. Wiedziałem, że wkładam ręce w ogień, ale po to, by przeżyć - tłumaczy cytowany przez francuskie media.
Grosjean opowiedział też o pierwszej rozmowie z żoną po wypadku. Ta, gdy usłyszała, że Grosjean żyje roześmiała się z radości i... zemdlała.