„Super Express”: Chyba znacie się z Tomkiem Gollobem...
Wiesław Wiśniewski: - Tak, od wielu lat. Mieliśmy wystartować w kategorii masters. Jechaliśmy już ostatnie okrążenie treningu czasowego, więc każdy z nas gnał na maksa. Średnia prędkość Tomka na okrążeniu wynosiła 44,2 km/h. Zaznaczam średnia... W miejscu wypadku mogła być znacznie większa. Ja jechałem bardzo szybko, myślałem nawet o wyprzedzaniu, ale nagle zobaczyłem leżącego zawodnika. Prawie na niego wjechałem...
- I to był Tomek?
- Tak, ale wtedy nie wiedziałem, że to on. Zauważyłem go w ostatniej chwili. Jeżdżę na motocrossie 37 lat i widziałem wiele upadków. Gdybym wpadł na niego, byłaby tragedia. Rzuciłem motor na ziemię i podbiegłem do niego, zdjąłem okulary i zobaczyłem Tomka. Ciarki przeszły mi po plecach. Tomek miał otwarte oczy. Rozmawialiśmy, był w szoku i początkowo nawet nie czuł bólu. A ja nie zdawałem sobie sprawy, że wypadek może być taki poważny. Przecież wielokrotnie upadał i wiedział, jak w takich momentach zachowuje się jego organizm. Prosiłem, żeby się nie ruszał i cały czas mówiłem do niego. Po chwili byli przy nas ratownicy.
- Ktoś widział ten wypadek?
- Nie. Naoczny świadek, który nagle pojawił się w mediach, to bzdura. Tak samo jak to, że przyczyną wypadku Tomka była osłona kierownicy, która spadła. Widziałem ten motocykl zaraz po wypadku, a potem w parkingu i według mnie osłona nie mogła spaść, nie to było przyczyną wypadku.