"Super Express" - Dlaczego zrezygnowałeś z F1?
Jakub Giermaziak: - Nie chciałem być jednym z tych kierowców, którzy przychodzą do F1 z walizką pieniędzy, przez dwa sezony jeżdżą w przeciętnym zespole bez szans na zwycięstwo i mogą się potem chwalić startami w Formule 1. Dla mnie celami nie jest status drugiego Polaka w F1, tylko wygrywanie mistrzostw.
MÓGŁ JEŹDZIĆ W F1, WYBRAŁ LE MANS
- W tej sytuacji F1 to skończony temat?
- Myślę, że tak. To było wielkie marzenie, ale szanse na start w dobrym zespole są niewielkie. Co roku pojawiają się młodzi, zdolni kierowcy, którzy przynoszą walizki z pieniędzmi. Gdyby zgłosił się po mnie mocny zespół, to bym spróbował, ale daję 2 procent szans.
- Dlaczego zdecydowałeś się wystartować w Le Mans?
- To najbardziej legendarny wyścig na świecie, kilkaset tysięcy ludzi przyjeżdża na tor, setki milionów ogląda na całym świecie. To moje największe marzenie, teraz je spełniam.
- Jaki jest cel?
- Jeśli nie będziemy mieli problemów technicznych, podium jest absolutnie realne. A przy odrobienie szczęścia nawet zwycięstwo.
- Słyniesz z bezkolizyjnej jazdy. To powinno się przydać w Le Mans.
- Tam trzeba jechać bezbłędnie, za wszelką cenę unikać kontaktu. Zbyt agresywna jazda na początku może spowodować problemy w końcówce. Lepiej stracić na trasie ułamki sekund, jadąc ostrożniej, niż potem stać pół godziny w warsztacie po kolizji.
- Ja wygląda wyścig z twojej perspektywy?
- Zespół liczy trzech kierowców, kilka razy się zmieniamy. Ja zaczynam i kończę, pojadę łącznie 12-13 godzin. Większość zawodników nie lubi jazdy w nocy, ja uwielbiam, więc wezmę te zmiany. Mam nadzieję, że uda mi się przespać 2-3 godziny, trzeba też pamiętać o jedzeniu i piciu. Muszę dbać o samochód i o siebie. Ten wyścig wygrywa się w ostatnich godzinach, więc należy zachować koncentrację i siły do samego końca.