Michał Hernik zmarł na Dakarze, wcześniej zdążył uratować człowieka

2015-01-10 11:27

Słyszałem, że Michał Hernik w czasie rajdu uratował innego zawodnika. Ja dodam, że uratował ponad 30 istnień, kiedy pomógł sfinansować budowę sierocińca dla dzieci w Kamerunie - opowiada "Super Expressowi" dominikanin ojciec Dariusz Godawa (54 l.), ujawniając nieznane, piękne oblicze zmarłego podczas Rajdu Dakar polskiego motocyklisty.

Po cichu, bez wielkiej pompy, krakowska firma informatyczna, której prezesem był Hernik, stała się dobroczyńcą kameruńskiej placówki dla sierot prowadzonej przez polskiego duchownego.

Michał Hernik - spełniając marzenia osierocił rodzinę

Ojciec Godawa pracuje w Kamerunie od lat 90. Przez ostatnie 15 lat kieruje ośrodkiem dla sierot i dzieci z biednych rodzin pod nazwą Foyer St. Dominique w stolicy kraju, Jaunde. Dzieci mają zapewnione miejsce do spania, jedzenie i katolicką szkołę. Czasem o. Dariusz opłaca też koszty leczenia i wspomaga finansowo biedne rodziny.

Kiedy stary budynek zaczął się sypać, konieczna była inwestycja w nową siedzibę. Sytuację ośrodka poprawiła przypadkowa wizyta podróżującego autem przez Afrykę Pawła Stasiaczka, przyjaciela Michała Hernika (? 39 l.). To właśnie w Kamerunie najpierw zrodziła się idea startu Stasiaczka i Hernika w Rajdzie Dakar, a potem przy okazji Paweł zaraził Michała pomysłem na pomoc dzieciom w Kamerunie.

Rajd Dakar: Dlaczego zmarł Michał Hernik? To nie był wypadek!

- Nie waham się powiedzieć, że Michał ratował dzieciom życie, finansując budowę nowego ośrodka - przyznaje ojciec Godawa w rozmowie z "SE". - To dzięki niemu mogliśmy otworzyć parterowy budynek o powierzchni 7 na 25 metrów, w którym może zamieszkać 32 dzieci. Są to głównie sieroty po rodzicach zmarłych na AIDS. Na ścianie domu jest nawet specjalna tablica na cześć fundatorów. To, co dla nas zrobił, odbieram jak dzieło życia Michała.

Dom dla sierot, który otwarto dzięki pomocy Hernika w połowie 2013 r., ma dostęp do energii elektrycznej, bieżącej wody i kanalizacji, a to bardzo wysoki standard jak na kameruńskie warunki.

- Michał nie przyjechał do Kamerunu, ale podczas kilku moich pobytów w Polsce miałem okazję widzieć się z nim i jego rodziną i za wszystko podziękować - opowiada ojciec Dariusz. - Spotkałem skromnego, spokojnego człowieka, w którego obecności po prostu chciało się pozostawać jak najdłużej. Miał serce na dłoni. Szkoda, że już się nie zobaczymy, ale tu w Kamerunie będziemy mu wdzięczni do końca życia. Modlimy się za niego.

KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!

ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail

Najnowsze