W ostatnim roku startów w F1 (2010) Kubica miał w Renault kontrakt na 7,5 mln euro, co plasowało go pod koniec dziesiątki najlepiej zarabiających kierowców. Najwięcej kasy zgarniał dwukrotny mistrz świata Fernando Alonso, któremu płacono cztery razy tyle.
Hiszpan wciąż jest zresztą finansowym gigantem. Trzyletnia umowa z McLarenem przynosi mu - razem z bonusami - 30 mln euro rocznie. Ośmiocyfrowe sumy zarabiają w F1 - poza Alonso - jedynie Sebastian Vettel i Lewis Hamilton (po 25 mln euro, bez bonusów).
Pensje kierowców drugiego planu są kilkakrotnie niższe. Kubica, gdyby wrócił do gry, nie mógłby liczyć w Renault na wielkie kokosy. Francuski producent nie należy do finansowych tuzów w wyścigowym cyrku. Na pensje obu podstawowych kierowców wydaje w tym roku zaledwie 3,4 mln euro (Niko Huelkenberg - 2,5 mln, Jolyon Palmer - 0,9 mln).
Krakowianin nie wróci więc - przynajmniej nie od razu - do poziomu dochodów z 2010 r. i na pierwsze miejsce superexpressowej "Złotej Setki", którą wygrywał czterokrotnie w latach 2008-2011. Wszystko jednak przed nim. Jeśli zrobi pierwszy wielki krok i znowu pojawi się w padoku, to przerwana kariera może ruszyć z kopyta i miliony popłyną na konto Roberta.
Robert Kubica wrócił do bolidu F1 i pokazał klasę! "Kubica Day" na Węgrzech
7-letni Janek zapowiada: Będę szybszy od Kubicy! ZDJĘCIA
Robert Kubica wraca do F1: Otarł się o śmierć, jest o krok od elity [WIDEO]