- Nic nie zostało jeszcze ogłoszone, ale ja wiem, że regularnie będę jeździł w Grand Prix. I mentalnie jestem już gotów na rywalizację z najlepszymi. Już w moim debiucie, w otwierającym tegoroczny cykl GP w Lesznie, zaprezentowałem się nieźle. Oby podobnie było w kolejnym sezonie - mówi Kołodziej.
W tym roku przed Kołodziejem jeszcze jeden ważny mecz - rewanż z Falubazem w Lesznie. Żużlowcy Unii byli wprawdzie faworytami pierwszego spotkania finału, ale nikt nie spodziewał się, że wygrają w Zielonej Górze aż 51:39.
Pojedynek był wyrównany do stanu 30:30. Wówczas popularne "Byki" podkręciły tempo i wygrały pięć ostatnich biegów. To dało im ogromną przewagę przed rewanżem.
Przeczytaj koniecznie: Robak: Dopadnę Niedzielana
- Mamy szansę, której nie możemy zaprzepaścić. Niczego jednak nie można być do końca pewnym. Trzeba wygrać u siebie jak najwięcej biegów, żeby obronić to, co zyskaliśmy w Zielonej Górze. Najważniejsze to utrzymać poziom, jaki zaprezentowaliśmy na torze Falubazu - zaznacza.
Kołodziej długo będzie wspominał ostatni weekend. Nie dość, że w niedzielę jego Unia wygrała z Falubazem, to dzień wcześniej po pasjonującej walce zdobył indywidualne mistrzostwo Polski.
- To chyba dobrze, że było tak ciekawie? - uśmiecha się. - Krzysztof Kasprzak postawił mi trudne warunki. Cieszę się, że był na mnie duży nacisk. Dlatego teraz to złoto lepiej mi smakuje - twierdzi Kołodziej, dla którego sobotnie mistrzostwa były... treningiem przed niedzielnym finałem Ekstraligi. I jedne, i drugie zawody odbyły się bowiem na stadionie w Zielonej Górze. Mimo że trenerzy Falubazu przygotowali twardy tor (takiej nawierzchni nie lubią żużlowcy Unii), Kołodziej jeździł znakomicie.
Patrz też: F1. Ostrożny Robert Kubica
- Przydał mi się ten sobotni występ, bo "połapałem kąty", a przede wszystkim poustawiałem sobie motocykl. A co do przygotowania toru, to jest taka zasada, że szykuje się go pod swój zespół, a nie po to, by przeszkodzić rywalom. Bo w rezultacie można zaszkodzić sobie - podkreśla Kołodziej.