Najpierw było klecenie bolidu FW42 na ostatnią chwilę przed testami w Barcelonie i wysłanie auta do Hiszpanii... bez części zamiennych. Okazało się, że chociaż samochód Williamsa prowadzi się Kubicy lepiej niż w poprzednim sezonie, to jednak jego szybkość pozostawia wiele do życzenia, a gdy elementy zaczęły się zbytnio zużywać na torze, nie było ich czym zastąpić. Później Międzynarodowa Federacja Samochodowa zakwestionowała dwa elementy konstrukcji jako nielegalne i wezwała Williamsa do ich poprawienia przed startem sezonu F1 podczas GP Australii. Na koniec z zespołem pożegnał się szef techniczny Paddy Lowe, od początku uznawany za głównego winnego tej katastrofy.
Kilka dni przed otwarciem sezonu Williams zapewnia jednak, że w Australii wystawi dwa bolidy i że nie będzie kompromitacji jak na hiszpańskim torze pod koniec lutego. – Wszystkim w siedzibie zespołu w Grove zabrało mnóstwo pracy, by przygotować wystarczającą liczbę części i wprowadzić wszelkie potrzebne procedury, zapewniając kierowcom komfortowy start rywalizacji – obiecuje Dave Robson, starszy inżynier wyścigowy Williamsa.
Kubica, który po testach w Barcelonie był niezadowolony i stwierdził, że wie o aucie 20 procent tego, co powinien, zdaje sobie sprawę, że w Melbourne w weekend lekko nie będzie.
– Jadę do Australii, by wiele się dowiedzieć i z wieloma rzeczami sobie poradzić. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko i bez komplikacji, tak bym mógł się skoncentrować na jeździe i ponownym poznawaniu Formuły 1. Ona mocno zmieniła się przez lata, gdy mnie nie było, więc trzeba będzie odkryć sporo nowych elementów – komentuje Robert, który po raz ostatni wziął udział w weekendzie wyścigowym F1 pod koniec 2010 roku.